21.10.2013

11. Oswajanie.

Kiedy przynosisz do domu nowe kocię, bardzo dobrze wiesz, że większość z nich nie od razu będzie chętna przytulańcom i wieczornemu leniwemu wygłaskiwaniu. Nowe kocię nie jest stworzeniem, które ty przygarniasz, to ono pozwala się przygarniać tobie, zezwala na bliskość, którą bardzo umiejętnie dawkuje, nie pozwalając ci zapomnieć o tym, że nigdy tak naprawdę nie będzie do ciebie należało, bo nawet jeśli to ty je porzucisz, ono odejdzie z podniesionym dumnie łebkiem, radząc sobie na ulicy w pojedynkę tak, jak radziło sobie wcześniej. Obudzi tę nieufność, którą darzy każdego napotkanego człowieka, a już szczególnie tego, który okaże zainteresowanie. Czasem będzie wręcz agresywne, odstraszając innych. Czasem zaryzykuje szybciej niż poprzednim razem, choć nie będzie w tym tego głębokiego przywiązania. Zaryzykuje dla zwykłego zaspokojenia potrzeb.
Wiedziałeś bardzo dobrze, że czas gra tu najistotniejszą rolę. I dystans, ta cierpliwa umiejętność poszanowania czyichś granic, poskromienie tej perwersyjnej chęci wkroczenia w czyjś świat z wielkim hukiem, uczynienie tego świata sceną dla twojej głównej roli. Ba, monologu... Te ostatnie bywają jednak męczące, prawda? I nie dają tego, co może zapewnić ten prawdziwy dialog. W jakiś sposób byłeś totalnym egoistą, zdawałeś sobie z tego sprawę. W jakiś sposób czułeś się odpowiedzialny za każde przyzwolenie na powrót, które otrzymałeś. Może nie chodziło o wymuszenie, ale miałeś dość czasu i okazji ku temu, aby uświadomić sobie, iż wszelkie decyzje dotyczące twojej osoby, nie były podejmowane przez nią racjonalnie. Chyba byłeś całkiem niezłym manipulatorem, nawet jeśli wcale ale to wcale nie miałeś takiego zamiaru. Ileż to jednak razy zdarzyło ci się szlochać, chowając twarz w jej włosach, żegnając się, bo „przecież tak trzeba”, „bo przecież musisz jechać, ale wrócisz... wrócisz... na pewno...” Pytanie tylko, kiedy? Czy kiedykolwiek dostarczyłeś na nie odpowiedzi? Pytanie mocno retoryczne, zawsze przecież zjawiałeś się znienacka... Stawałeś przed nią, patrzyłeś w te duże zielone oczy, ośmielałeś się odgarniać te rude kosmyki, które opadały jej na twarz... Jakbyś nigdy nie brał pod uwagę tego, że mogła „ułożyć sobie życie” tam w San Francisco w sposób, który nie przewidywałby twojego powrotu.
Ale teraz było inaczej, czyż nie? Kiedy wszedłeś na salę treningową, nie przeżyłeś szoku. Nie uderzyło w ciebie zdziwienie, kiedy tylko twój wzrok w grupie tancerzy wypatrzył właśnie ją – stała przy barre, rozciągała się z tym skupionym wyrazem twarzy, każdy ruch wykonywała tak dokładnie jakby miał ją oceniać najwyższej rangi specjalista. Nie uśmiechnąłeś się, chociaż miałeś na to sporą ochotę. Od razu przypominał ci się tamten moment, który poprzedzał wasz pierwszy wspólny taniec – kiedy zatrzymałeś się w progu, by móc popatrzeć na nią i choć widziałeś wtedy, że ma za sobą przerwę, że jej ruchy są nieco zbyt nieśmiałe przez brak regularnie przeprowadzanych profesjonalnych treningów, to w tamtym momencie jedyne, czego chciałeś, to już z nią zatańczyć. Teraz, natychmiast. I niepojęte, ale ty – który zawsze chciał błyszczeć na parkiecie – pełniłeś wtedy rolę partnera idealnego, niemal przez cały czas jej asystując, choć zależało ci przecież na tym, aby móc się wykazać, wzbudzić w niej podziw i ten rodzaj zachwytu, kiedy to ty patrzyłeś na nią.
Słuchałeś przełożonego, który należał do ludzi dość mocno egzaltowanych. Norma w tej branży, ostatnio również współpracowałeś z kimś łudząco podobnym do tego człowieka, jednak nie działało to na ciebie ani jak kwestia odstraszająca, ani jak coś, co mogłoby cię zachęcić do przyjęcia danej oferty. Dodatkowo to miasto... szybko zacząłeś je lubić, szybko odnalazłeś się tutaj, pewnie poruszając się ulicami. Miałeś czas i możliwości na to, aby poznać je z każdej możliwej strony, aby dać mu się zauroczyć. Przez zbyt długi czas zamykałeś się w swoim perfekcyjnym hermetycznym świecie, który kręcił się wokół tańca i kilku innych kwestii, do których nie zamierzałeś teraz wracać. Właściwie to kiedy tak szedłeś chodnikiem, elegancko wymijając przechodniów, niosąc papierową torebkę z ulubionej cukierni, przeszłość wydawała się czymś idealnie domkniętym. I do tego wyciszonym, głęboko śniącym snem zdrowym, który nie mógł pozwolić na to, aby któreś z demonów wybudziły się i znów weszły w twoją codzienność. Nie. Teraz zaczynałeś dzień od kawy przyprawionej cynamonem, od tych obłędnych kanapek, których trudno było sobie odmówić, kiedy tylko z samego rana zbiegałeś po schodach (bo winda jest taka ograniczająca) opuszczając wynajęte mieszkanie w jednym z wysokich, oszklonych budynków.
Szybko polubiłeś metro, choć bywało, że przyprawiało cię o typowo fizyczne mdłości. Mogłeś jednak bezkarnie przyglądać się ludziom, którzy pochłonięci bywali absolutnie wszystkim poza nawiązaniem kontaktu z drugą osobą. I nawet nie próbuj kłamać, ale fakt, że kiedyś i rudowłosa mignęła ci w metrze miał wpływ na poziom sympatii, który odczuwałeś do tego – nieidealnego przecież – sposobu komunikacji.
Jednak mimo tego, że byłeś silnie skupiony na własnym rozwoju, czy to zawodowym czy też po prostu takim codziennym, związanym z doświadczaniem świata, to twoje myśli nieubłaganie często wędrowały w stronę Sofii. Były pełne pytań, niedomówień, zastanowień... Począwszy od tego, jak minęły jej ostatnie lata, a zakończywszy na tak podstawowych jak to, kim teraz była. Nie mogłeś się pozbyć nawyku myślenia o niej jak o tej eterycznej szesnastolatce w delikatnej sukience, którą wtedy zaprosiłeś na kawę. Dobrze pamiętałeś jak czekała na ciebie nienagannie wyprostowana, co zdało ci się w pierwszej chwili wręcz nienaturalne. Dość szybko – mimo tego, że zawsze byłeś pochłonięty sobą – zacząłeś uczyć się jej lęków, dziwactw, nawyków... Nawet jeśli wasza relacja ograniczyła się do dosłownie paru wspólnych kaw, kilku dramatycznych pożegnań, jednego wyjazdu, który nawet na dobre się nie rozpoczął, a już musiał zakończyć... I chociaż ten ostatni zdecydowanie nie należał do udanych, to uśmiechałeś się na myśl o nim. To było totalne szaleństwo... Nie tylko pomysł, ale i fakt, że ona tak po prostu, z godziny na godzinę, zgodziła się wziąć torbę i nawet nie znając miejsca, w które mieliście się wybrać, wsiadła z tobą w pierwszy pociąg, który podjechał na stację. Wszystko naznaczone było tym ambiwalentnie krępującym napięciem, które wyrosło między wami podczas – jak wtedy myślałeś – najdłuższego okresu niewidzenia. Naprzeciwko was siedziała starsza kobieta pachnąca wyjątkowo złymi perfumami, z małym jazgotliwym psiakiem. Może to i dobrze? Nie potrafiłeś przecież puścić dłoni rudowłosej nawet na tę chwilę, kiedy należało się zająć bagażami, może więc i dobrze, że nie mieliście przestrzeni tylko dla siebie. Czasem chyba miewałeś skłonności do osaczania.
W każdym razie, teraz usilnie starałeś sobie przypominać, że Sofia, którą pamiętasz, to niekoniecznie ta sama dziewczyna, z którą przyjdzie ci teraz pracować. Nadal – dla ciebie – była, po prostu, eterycznie piękna. Nadal miałeś ochotę na to, aby zwyczajnie siedzieć tuż obok i bawić się jej włosami. Nadal patrzyła w ten przenikliwy sposób, choć jej oczy zdały ci się jeszcze dojrzalsze, odrobinę surowsze, jakby pozbyły się tej dziecięcej naiwności i lekkiego przestrachu, który pamiętałeś, gdy na samym początku ledwie spoglądała na ciebie ukradkiem, oswajając się z nową sytuacją i pewnie mnóstwem emocji, której jej fundowałeś. Siłą rzeczy, przyglądałeś się jej, kiedy tylko tańczyła w sali treningowej w jednym z miejsc znajdujących się bliżej ciebie. Starałeś się, owszem, wszystkim poświęcać uwagę, skupiać się na choreografii, uczyć się (bo po to przecież tu przejechałeś)... Nie mogłeś się jednak powstrzymać przed tą cichą chęcią szukania wzrokiem potencjalnych zmian, które w niej zaszły.
Wiedziałeś jednak, że choć będziesz przychodził na zajęcia dużo wcześniej, to postarasz się nie wypatrywać jej tak gorliwie... A kiedy skończycie trening, będziesz uczył się nie mieć nadziei na to, że spotkasz ją akurat w wyjściu... Oswajanie to niezwykle powolny proces i wystarczy drobna niecierpliwość, by wszystko zaprzepaścić...

...poza tym, chyba odrobinę bałeś się odezwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz