Właściwie to po cholerę
nosiłeś ze sobą ten zegarek? Najprościej byłoby chyba oddać go
właścicielce, ale chyba wtedy musiałbyś się tłumaczyć z tego,
dlaczego tak długo znajdował się w Twoim posiadaniu, minęło już
przecież kilka ładnych tygodni odkąd wrzuciłeś go do bocznej
kieszeni swojej torby. A potem wędrował razem z Tobą w dżinsach,
czy to na kolejne treningi czy też do pracy... Miałeś świadomość
tego, że im dłużej go sobie przywłaszczasz, tym trudniej będzie
to wytłumaczyć. Pozostała więc chyba tylko opcja podrzucenia go
do torebki dziewczyny, która musiałaby jakoś uwierzyć w fakt, że
tak długo siedział tam sobie bezpiecznie. Była jednak ostatnio tak
bardzo rozkojarzona i jednocześnie dryfująca myślami gdzieś,
gdzie absolutnie nikt nie miał dostępu, iż to rozwiązanie
naprawdę mogło się powieść.
Zresztą, sam chyba
ostatnio nieco ześwirowałeś. Zawsze taki skupiony na tańcu, na
technicznej perfekcji, podążający zgodnie z planem, wykreślający
w kalendarzu każdy kolejny dzień o tej samej wieczornej porze, tym
samym czarnym mazakiem. A teraz? Od chwili, w której widziałeś ją
w klubie, zacząłeś zdecydowanie zbyt wiele uwagi poświęcać
drugiemu człowiekowi. Wkurzało cię to. I to bardzo. Miałeś
przecież tyle do zrobienia, dokładne plany. Nie mogłeś
sobie pozwolić na opóźnienia powodowane jakąś tam drobną
sylwetką, która regularnie bywała zdecydowanie za blisko twojego
ciała. Inna sprawa, że jak do tej pory nie odczuwałeś tego w
żaden sposób. Ot, przecież na tym polegał taniec w duecie, na
radzeniu sobie z drugim ciałem i twoim zdaniem, jednoczesnym
ignorowaniu jego ciepła, miękkości, faktury skóry...
Spodobała ci się
faktura jej skóry, czyż nie? Dopiero teraz zwróciłeś na to
uwagę. Nie była, po prostu, delikatna. Wcześniej kiedy jej
dotykałeś, podnosiłeś ją, przyciągałeś do siebie, po prostu
mocno chwytałeś nawet nie zwracając uwagi na to, ile siniaków z
tego powstanie. Teraz bywały momenty, że nie mogłeś przestać
myśleć o tym delikatnym meszku na jej skórze, który stawał się
zauważalny wtedy, kiedy jej ramiona pokrywała gęsia skórka.
- Kurwa mać... -
mruknąłeś pod nosem, co nie było do ciebie podobne.
Owszem, kiedy już się
wypowiadałeś, zwracałeś do kogoś, byłeś raczej szorstki,
czasem najzwyczajniej nieprzyjemny... ale żeby na głos wyrażać
własne frustracje? Irytujący był jednak fakt, że coś, nad czym
nie panowałeś, zaczęło ci zaprzątać myśli. Nawet jeśli
traktowałeś to raczej jako typowo przedmiotową ciekawość nową
zabawką niż jakieś głębsze dygresje. Jej reakcje (czy też ich
aktualny brak) cię fascynowały, chyba nawet do tego stopnia, że
powoli zaczęły cię intrygować możliwości prowokowania jej,
sprawdzania wrażliwości na bodźce...
- Zaskoczcie mnie dziś
czymś, błagam – dotarł do ciebie dramatyczny głos trenera. -
Moglibyście chociaż spróbować pokazać, że wam zależy... Ja tu
mam uczyć, tak? Przekazywać coś, dawać możliwości... Ale
cholera, z trupami byłoby łatwiej – teatralnie wywrócił oczami.
Bez słowa złapałeś
swoją partnerkę za rękę, wyciągając ją na środek sali. Byłeś
chyba nawet nieco bardziej brutalny niż zwykle, jednocześnie
poświęcając jej o wiele dokładniejsze spojrzenie. Nie
zaskoczyłoby mnie to, gdybyś nawet stwierdził, że zaczęła cię
denerwować ta jej apatia. W końcu tańczyła tutaj z tobą. Powinna
całą sobą przebywać w tej sali, jeśli ty miałeś się rozwijać
i tworzyć coś na parkiecie. Inaczej równie dobrze mogłeś dostać
jakąś klientkę z prosektorium, jak to zauważył sam trener.
- Nie, nie, nie... -
mruczał pod nosem mężczyzna, patrząc na waszą dwójkę. - Ja się
tu wykrwawiam nad wami, rozumiecie? Okrutnie wykrwawiam, robię co
mogę... Mam was na przymusową randkę wysłać, czy jak? - oparł
się nieco ostentacyjnie o barre. - Czuję, że się powtarzam... Od
tygodni, jeśli nie już miesięcy... Jak można być tak
niesamowitym solo i jednocześnie tak spieprzać sprawę w duecie?
Pytanie było czysto
retoryczne, zresztą żadne z was pewnie nie miałoby ochoty na nie
odpowiadać. Ty dobrze wiedziałeś, że jakiekolwiek bunty w
najlepszym przypadku skończyć się mogą degradacją, w najgorszym
nawet pożegnaniem z zespołem... Ona... Cóż, miałeś wrażenie,
że więcej do powiedzenia miałaby rzodkiewka albo inne warzywo, bo
o stosowanie taktyki „na przeczekanie” raczej jej nie
podejrzewałeś.
Trener machnął ręką,
co najprawdopodobniej oznaczało kolejną, wymuszoną już przerwę.
Mrucząc coś pod nosem wycofał się po swoją torbę, wyciągnął
z niej komórkę i poświęcił jej dłuższą chwilę.
- Zmiana planów –
rzucił, zanim pierwsze osoby zdążyły wyjść z sali. - Na dziś
skończymy, bo mam coś do załatwienia... I zobaczymy się dopiero
za tydzień. Chciałbym jednak, żebyście przyszli wszyscy w
szczycie formy. Zlitujcie się, po prostu i nie kastrujcie mnie tutaj
jak banda pierwszoroczniaków z baletówki, co? - mistrz melodramatu,
to mu trzeba było oddać.
- Zostajesz – rzuciłeś
władczo, kiedy twoja partnerka machinalnie skierowała się w stronę
ławki po swoje rzeczy.
Nie interesowało cię
teraz zupełnie czy mogłaby mieć inne plany na ten dodatkowy czas,
czy spieszyła się gdzieś po zajęciach, albo po prostu miała
zwyczajnie dość oglądania ciebie i całej reszty zespołu.
- Tak, zostajesz –
powtórzyłeś, kiedy spojrzała na ciebie tak, jakbyś wyrwał ją z
głębokiego snu co najmniej wiadrem zimnej wody. - Tak się składa,
że nie zamierzam dalej znosić tego syfu, wiesz? Mówiłem ci już
wcześniej, że ja tu zamierzam tańczyć, a nie przerzucać worek z
ziemniakami – obserwowałeś ją dokładnie w poszukiwaniu choćby
najmniejszej reakcji na twoje słowa.
W jej twarzy natomiast
nic nie drgnęło, nic się nie zmieniło. Po prostu, zaniechała
zebrania swoich rzeczy, wyprostowała się i jak gdyby nigdy nic
wróciła do ciebie na parkiet. Zirytowało cię to lekko, miałeś
już dość tego braku reakcji, bo przecież jednocześnie
parokrotnie widziałeś ją w klubie, gdzie zdawała ci się totalnie
inną osobą. Wreszcie zupełnie oswojoną z ruchem. Nawet dla ciebie
taniec wtedy nabierał jakiegoś dziwacznego znaczenia, którego nie
umiałeś sprecyzować, choć zazwyczaj podchodziłeś do tego jak do
ciężkiej pracy.
- Bliżej –
stwierdziłeś, nic jednak nie robiąc w kierunku ponaglenia jej.
Patrzyłeś teraz na nią
w ten cholernie buntowniczy i odważny sposób, na który poleciałaby
co druga tancerka z zespołu. Na niej jednak zupełnie nie robiło to
wrażenia. Zacząłeś już chyba nawet podejrzewać, że musi być
totalnie aseksualną osobą, bo nie byłeś sobie w stanie wyobrazić
jej w sytuacji naznaczonej jakimkolwiek erotycznym napięciem. Nie,
żeby dla ciebie miało to jakiekolwiek znaczenie. Seks był...
Zresztą, po co zastanawiać się nad zjawiskiem cokolwiek
przereklamowanym. Wszędzie tego pełno, wszystko tym sprzedają...
Niby więc jak dobudować do tego jakąkolwiek ideologię?
Czułeś jej oddech na
swoim policzku. Czułeś jej żebra pod swoimi palcami... Była taka,
kieszonkowa? Nawet jak na tancerkę robiła wrażenie słabej. A
przecież taniec wymagał siły, to nie były jakieś zwiewne pląsy,
elfie podskoki. Miałeś wrażenie, że jej obojętność mogłaby
generować w tobie pokłady dziwnej agresji... i chyba cię to
odrobinę przestraszyło.
Piruet, podniesienie,
cierpliwa asysta przy jej drobnych i – musiałeś to przyznać –
perfekcyjnych krokach. Była niezła. Była naprawdę dobra, kiedy
tylko pozwalałeś jej odsunąć się od siebie, jakby twój dotyk w
jakiś sposób ją osłabiał, zmieniał w przeciętną tancerkę
robiącą za tło dla głównego bohatera. Przyszła ci do głowy
myśl, że pewnie byłoby z nią łatwiej, gdybyście mieli do
ogrania jakąś klasyczną fabułę. Ale tutaj nie było tak prosto,
muzyka czasem bardziej przeszkadzała niż w naturalny sposób
sterowała ciałem...
*
Tak, czasem miałaś
wrażenie, że walczysz z dźwiękami. Nie dość, że partnerowanie
przypominało jakąś przepychankę, to jeszcze melodia nie stanowiła
tej ostoi, w którą w balecie klasycznym można się było, po
prostu, wsłuchać.
Gdybyś tylko nie była
tak pochłonięta walką z myślami i wspomnieniami, zapewne wyraźnie
odczuwałabyś fizyczny ból, który sprowadziła na ciebie ta
dodatkowa próba. Zapewne zrobiłabyś coś, aby przestać wreszcie
być takim workiem treningowym, no i nie musiałabyś wieczorem pod
prysznicem zliczać tych wszystkich siniaków.
Znów mocniej oparł
dłonie na twojej talii... Nie podobało ci się to, powoli docierała
do ciebie świadomość tego wrażenia. Zaczynałaś wreszcie
dopuszczać do siebie to wrażenie, iż miota tobą jak rzeczą,
jakbyś była tylko potrzebnym mu do sukcesu rekwizytem (albo
przeszkodą). Dziwne, ale nie miałaś jednak ani trochę siły, aby
cokolwiek z tym zrobić. Ot, zniesiesz przecież jeszcze kilka minut
i zaraz będziesz mogła zebrać się do domu, gdzie wypijesz herbatę
i spróbujesz zasnąć...
- Wystarczy – rzuciłaś
przez ramię w trakcie jednego z piruetów, on jednak nie zareagował.
Kontynuując układ
przyciągnął cię mocno do siebie, objął wręcz agresywnie,
wychylając cię w tył tak nisko, że musnęłaś włosami parkiet.
Skorzystałaś z pierwszej lepszej okazji, odsuwając się od niego.
Nie umiałaś tego wytłumaczyć, ale chociaż do tej pory to
wszystko było ci wyjątkowo obojętne, teraz poczułaś się dość
nieswojo.
- Powiedziałam, kończymy
– twój głos zabrzmiał donośniej, ale jednak z jakąś nutą
niepewności...
*
Wychwyciłeś tę nutę i
sprawiła ci ona jakąś dziwną satysfakcję. Wreszcie reakcja,
wreszcie dowód na to, że ten chudzielec żyje, ma emocje. Nakręcało
cię to w jakiś sposób, lubiłeś konfrontować się z ludźmi... A
szczególnie, kiedy wygrywałeś.
- Znowu się zmywasz. A
poziom nadal prezentujemy tragiczny – stwierdziłeś, podążając
za nią tych kilka kroków. - Myślisz, że chcę z siebie zrobić po
raz kolejny błazna za tydzień? - być może nieco przesadzałeś z
tym agresywnym tonem.
Trzeba przyznać, że
zazwyczaj trzymałeś emocje na wodzy. Jasne, że potrafiłeś –
kolokwialnie rzecz ujmując – dokopać, ale tym razem było coś
nieobliczalnego w twoim postępowaniu. Uruchomiła coś w tobie,
włączyła coś, o istnieniu czego chyba jak do tej pory nie miałeś
pojęcia. Patrzyłeś na nią, kiedy zabierała swoje rzeczy.
Patrzyłeś jak wrzucała do torby ręcznik, butelkę, jak nerwowo
poprawiała włosy. Wyprostowała się, ale ty nie zamierzałeś
jeszcze pozwolić jej wyjść. Sam nie wiesz, co cię pchało do
kontynuowania tego całego eksperymentu, sprawdzania jej reakcji,
wystawiania na kolejne silne bodźce.
Złapałeś ją za
nadgarstek, tym samym uniemożliwiając skierowanie się do wyjścia.
Odwróciła się i popatrzyła na ciebie, po prostu, zdumiona. Bo
przecież o co ci w ogóle mogło chodzić? I tak została tutaj z
tobą, ćwiczyła, nawet dała sobą poniewierać... a ty nadal
czegoś od niej chciałeś.
Przysunąłeś się o
krok, zazwyczaj bywałeś tak blisko niej tylko wtedy, kiedy
tańczyliście. Nieco cię zirytowało to, że okazała pewnego
rodzaju niezadowolenie. Nagle wolałeś, aby pozostała tak obojętna
jak jeszcze była pół godziny temu. Sam nie wiesz, czego tak
naprawdę chcesz, co nie? Przecież o reakcje ci chodziło... A może
chciałeś konkretnych reakcji?
Zmieniłeś taktykę.
Przesunąłeś kciukiem powoli i zupełnie delikatnie po jej skórze,
nie puszczając jej nadgarstka. Schyliłeś się w kierunku swojej
torby, cały czas trzymając rękę dziewczyny. Wyprostowałeś się
i ze stoickim spokojem, jakby to była najzwyklejsza rzecz na
świecie, założyłeś jej zegarek, który tak długo przy sobie
nosiłeś.
- Jutro. O siedemnastej –
postukałeś w powierzchnię zegarka, patrząc prosto w te zdumione
zielone oczy.
*
Wyszłaś. Po prostu,
wyszłaś.