Ostatnie,
co mogłabyś teraz zrobić, to zacząć „świrować” w miejscu
pracy. O nie, szczególnie kiedy on miał asystować trenerowi,
niejako również wami kierować. Teraz tym bardziej nie mogłaś
sobie pozwolić, na pomyłki, uchybienia, niestaranności... Jak
jednak zrobić to, kiedy nie działa się w pojedynkę, a z
człowiekiem, z którym współpraca przypomina wieczną walkę?
Trochę jednak wolałaś odsunąć tę myśl, skupić się na razie
na grupowym układzie, który wychodził wam wszystkim całkiem
nieźle. Miał też raczej na celu udowodnienie, że trenerowi nie
pracuje się z wami aż tak źle, jak często zwykł powtarzać. Jako
grupa byliście naprawdę nieźli, mimo tego, że sporo z was miało
konkretne ambicje i aspiracje. Duety... cóż, do tego jeszcze
dojdziemy, czyż nie?
Postronnej
osobie, którą by postawić w takiej sytuacji – zderzenia z
przeszłością, do tego pełną sprzecznych emocji – jako pierwsza
do głowy przyszłaby ucieczka. Może nie dramatyczne wybiegnięcie z
sali, z krótkim: „przepraszam, źle się czuję”, ale na pewno
zwiększenie dystansu między sobą a człowiekiem, który wprowadził
właśnie huragan odczuć w miejsce, gdzie najistotniejszy powinien
być profesjonalizm. To jednak nie w twoim stylu, odwracać się
plecami do niebezpieczeństwa, odgradzać się, chować... Ty wolałaś
widzieć, zdawać sobie sprawę z każdego ruchu. Aby nie być
zaskoczoną. Bo właśnie tego nie lubiłaś – zaskoczenia. Punkt
dla ciebie, że jego obecność w jakiś sposób – kuriozalny i nie
mający za wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, ale jednak –
dała się przewidzieć. Niemal tak, jakby cię oswajał ze swoim
(kolejnym) wtargnięciem w twoje życie.
Nie
pierwszy raz widział cię, gdy tańczysz. Nie odczułaś więc
dyskomfortu śledzących cię obcych oczu, nie czułaś się też
wybitnie mocno obserwowana. Jeśli nie zmienił się zbyt wiele od
waszego ostatniego spotkania, mogłaś być przekonana o tym, że
każdemu poświęci tyle samo uwagi. Zawsze był przecież
niesamowitym perfekcjonistą, a w tej sali przebywał właśnie
zawodowo. Nie pozwoliłby sobie więc na uchybienia tylko dlatego, że
zna jedną z tancerek.
„Zna”...
jakie to pojemne słowo, czyż nie? Jak dobrze on zdążył cię
poznać? Na ile „poznania” mu pozwoliłaś? Straciłaś w którymś
momencie rachubę... Po prostu, przestałaś się kontrolować... I
byłaś przy nim. Byłaś tuż obok gotowa w każdej chwili dać z
siebie to, co najlepsze. Byłaś z nim. W swojej najprawdziwszej
postaci. Przy wszystkich tych wspólnych kawach. Chwilach o aromacie
cynamonu. Ludzie, którzy nie lubią cynamonu powinni od razu
wzbudzać ostrożność, zdecydowanie, prawda?
Minuty
mijały, powtarzaliście sekwencje z uporem maniaka wręcz, a oni
obaj chodzili po sali, wymieniali jakieś uwagi... Aczkolwiek od razu
można było zauważyć, że trener zdecydowanie nie da się
zdominować, że będzie mocno trzymał się pozycji mentora,
łaskawie dzielącego się swoją wiedzą i doświadczeniem. Zawsze
taki był, kiedy z kimś rozmawiał. Nawet jeśli był to jeden z
jego przyjaciół, roztaczał tę aurę lekko pobłażliwej
łaskawości, trochę tak jakby obcował z dzieckiem, które trzeba
prowadzić za rękę. Tak było również teraz, mężczyzna
niejednokrotnie rzucał dość złośliwymi komentarzami, wskazując
na słabości swoich tancerzy, bezceremonialnie wytykał błędy, ale
i w jakiś sposób sprawdzał swojego asystenta, od czasu do czasu
zezwalając mu na kilka krótkich słów. Niepojęte zresztą
wydawało ci się to, że zdecydował się kogoś przygotowywać, był
przecież typową divą, która scenę musiała mieć dla siebie.
- Ok,
ok... - powtórzył kilkakrotnie, teatralnie machając przy tym
rękoma jakby uspokajał chmarę rozjuszonych przedszkolaków. -
Podobacie nam się jako grupa, zdecydowanie – trzeba przyznać, że
płynnie przeszedł w tryb wyrażania nie tylko swojej opinii i chyba
nowy asystent będzie się musiał z tym oswoić.
Odetchnęłaś, poprawiając kosmyk włosów. Stałaś między innymi
tancerzami czekając na dalsze instrukcje. Na większości twarzy
malowało się lekkie zmęczenie, najpewniej wywołane porą. Mało
kto poświęcił rano czas na zjedzenie śniadania, większość
pewnie funkcjonowała na mocnej, słodzonej kawie, mając w zamiarze
poprawić swój stan w trakcie przerwy tą lurą, która była
dostępna w automacie na korytarzu. Jak na tancerzy, sporo osób z
tej grupy odżywiało się dość... zaskakująco. Raczej idealny
świat, w którym wszyscy dbają o dostarczenie sobie wszelkich
niezbędnych składników i bilansują posiłki nie tylko pod kątem
cukru i tłuszczu, znajdował się poza ścianami tej sali.
-
Dorian? Rozumiem, że będziesz teraz pił z panną S? - nie mógł
normalnie was wywołać, prawda?
Musiał
w to wmieszać treść utworu*, do którego ostatnio przyszło wam
katować siebie nawzajem, dodając do tego jakiś wysublimowany,
artystyczny gest, który niejako zapraszał na parkiet, choć tak
naprawdę przecież nie mieliście wyboru. Trzeba było tam wyjść.
I zrobić wszystko najlepiej. A przynajmniej na tyle, na ile
pozwalały okoliczności. Wspomnienie ostatniego tygodnia nie
nastrajało cię jednak bardzo pozytywnie. Fakt, ćwiczyliście
mnóstwo, długo, boleśnie... Ale ile z nastroju, którego oczekiwał
po was trener, udało wam się zbudować? Bałaś się, że jedyna
odpowiedź jaka oddaje sens sytuacji, to „niewiele”.
Nie
spojrzałaś w stronę Doriana, po prostu wysunęłaś się przed
szereg, zatrzymując w miejscu, które zapewniało wam najwięcej
przestrzeni. Nie minęła chwila, a on był już przed tobą. Z
dłonią na twojej talii, blisko. Pierwsze tony i lekkie kołysanie.
Kiedy pierwszy raz zapoznawałaś się z utworem, miał dla ciebie
niezwykle senny wymiar. Idealnie skomponowany z płynnością ruchu,
której od was wymagano. Już jednak z kolejnymi słowami i dźwiękami
zdawałaś sobie sprawę z tego, że nie o uspokojenie tu chodzi, a o
swego rodzaju odurzenie. O ten stan, w który wprowadza cię druga
osoba, jednak niekoniecznie związana z jednoczesnym zapewnieniem
poczucia bezpieczeństwa. Tak, to były te tony, w których kryło
się dziwne niebezpieczeństwo. Jak w tym przysłowiu, z deszczu pod
rynnę? Troszeczkę, było ono jednak zbyt toporne jak na to
odczucie, które budował w tobie układ i muzyka. Narkotyczny głos
pozwalał ci na to, aby poruszać się wyjątkowo sennie i lekko,
mimo tego, że jednocześnie musiałaś walczyć z tą agresją,
którą miał w każdym ruchu Dorian. Jego profesjonalizm pochłaniał
go niemal całkowicie. Jego dążenie do ideału zawartego w każdej
figurze. Znów się spieraliście, wasze ciała zdawały się
przebywać w dwóch różnych płaszczyznach. Broniłaś swojej
dzielnie, on atakował równie zaciekle. Nie musiałaś patrzeć w
stronę trenera, aby wiedzieć jaką ma minę. Nie patrzyłaś na
jego asystenta, w pewien sposób wstydząc się tego, że jesteś
tutaj tak niedoskonała. Nawet po tylu latach, które mogłaś
spędzić na treningach... Dziwne, ale przede wszystkim myślałaś o
tym, aby nie zrobić na nim wrażenia osoby, która zmarnowała ten
czas. Czas, który was podzielił, rozesłał w różne miejsca i
dostarczył wspomnień i przeżyć.
- No
tak... Widzisz... - trener ostentacyjnie zwrócił się do swojego
asystenta, otaczając go ramieniem w taki sposób, jakby chciał
zabrać gdzieś na bok, gdzie zdradzi mu największe tajemnice.
Został
jednak na miejscu, a jego ręka nawet nie dotknęła ani tkaniny
koszulki, którą miał na sobie młody mężczyzna, ani też tym
bardziej jego skóry.
Trener
odchrząknął. Ponownie.
-
Widzisz... Takie to dziwne miejsce, że soliści chyba zmówili się,
aby wpędzić mnie w ciężką depresję – zaczął swoją tyradę.
- Takie to dziwne miejsce, że solista ma przed sobą ładną,
zgrabną dziewczynę – machnął dłonią w twoją stronę. - Ładna
jest, prawda? - niejako wtrącił dla upewnienia, choć wcale nie
czekał na jakiekolwiek potwierdzenie ze strony Horsta. - No. W
każdym razie, miota nią jak workiem ziemniaków, a ona mu tam chyba
tylko cudem jeszcze dycha. Sprawne płuca, zawsze to coś – mruknął
właściwie sam do siebie, tym sarkastycznym tonem. - Robię, co
mogę... Mówię ci – zaznaczył, jakby się bronił. - No ale
przecież na randkę ich nie wyślę, bo się to skończy na
komisariacie najpewniej z jego delikatnością i wyczuciem –
wytknął Dorianowi, obok którego stałaś, choć właściwie
wolałabyś być teraz gdzieś bardzo daleko.
Nie
raz się już przecież zastanawiałaś w czym rzecz. Może
rzeczywiście popełniasz jakieś błędy, które wyprowadzają z
równowagi nawet tak świetnego tancerza jakim jest Dorian. Widziałaś
go przecież w niejednej solówce. Zawsze zgarniał najwyższe noty i
pewnie i tym razem będzie w grupie najlepszy, kiedy przyjdzie
moment kwartalnego sprawdzania waszych umiejętności i kreatywności.
-
Liczę na twoją pomoc, Horst – mężczyzna dramatycznie
zaakcentował imię asystenta, co wzbudziło w tobie nowe pokłady
niepewności.
Na
czym niby miałaby polegać ta pomoc, hm? Aż strach się bać, czyż
nie, Sofio? Swoją drogą, czy trzeba być specjalnie bystrym
umysłem, aby domyślić się, czym będzie się zajmował stażysta?
Istnieje przecież opcja, że na dostarczaniu odpowiednio schłodzonej
wody mineralnej się nie skończy. I ty to dobrze wiedziałaś.
*
-
Niezły – kolejny głos pełen aprobaty przetoczył się przez
szatnię, w której pośpiesznie wciągałaś na siebie
ubrania. - Szkoda, że nie zobaczyłyśmy go w akcji – znaczące
westchnięcie jedynie podkreśliło absurdalność tej uwagi.
Przewróciłaś
oczami, mając już dość tych płytkich rozmów. Dziwnie cię to
wszystko irytowało, choć zazwyczaj nie przywiązywałaś uwagi do
tego, o czym plotkują dziewczyny z zespołu. Nieco zbyt energicznie
zaczęłaś rozczesywać mokre włosy, uspokajając się dopiero po
dłuższej chwili. Kilka głębszych oddechów i powinno być dobrze.
-
Myślicie, że grozi mu opcja „przynieś, wynieś, pozamiataj”?
- Jak
dla mnie, to może mną zamiatać przez najbliższe miesiące –
albo ci się zdawało, albo ten głos praktycznie wbił się w twój
mózg bardzo nieprzyjemną wibracją.
Tak,
na pewno o wysoki ton chodziło...
Zebrałaś
rzeczy, wyjątkowo niedbale wrzucając je do torby, której zamek
szybko zasunęłaś najpewniej przycinając materiał.
- Na
razie – rzuciłaś przez ramię i choć nigdy żadna z tych osób
nie widziała cię poirytowanej, to pewnie teraz ktoś, kto cię zna,
zwróciłby uwagę na zmianę w głosie. Tę lekką nerwowość.
Nie
miałaś ochoty na więcej. A już na pewno nie na wysłuchiwanie
tego, co działo się już po twoim wyjściu. Każdy chciałby sobie
oszczędzić uwag na temat możliwej detronizacji z pozycji solistki. I
umotywowania większych starań na sali treningowej zakusami na
nowego asystenta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz