12.10.2013

10. Rozeznanie.

Ostatnie, co mogłabyś teraz zrobić, to zacząć „świrować” w miejscu pracy. O nie, szczególnie kiedy on miał asystować trenerowi, niejako również wami kierować. Teraz tym bardziej nie mogłaś sobie pozwolić, na pomyłki, uchybienia, niestaranności... Jak jednak zrobić to, kiedy nie działa się w pojedynkę, a z człowiekiem, z którym współpraca przypomina wieczną walkę? Trochę jednak wolałaś odsunąć tę myśl, skupić się na razie na grupowym układzie, który wychodził wam wszystkim całkiem nieźle. Miał też raczej na celu udowodnienie, że trenerowi nie pracuje się z wami aż tak źle, jak często zwykł powtarzać. Jako grupa byliście naprawdę nieźli, mimo tego, że sporo z was miało konkretne ambicje i aspiracje. Duety... cóż, do tego jeszcze dojdziemy, czyż nie?
Postronnej osobie, którą by postawić w takiej sytuacji – zderzenia z przeszłością, do tego pełną sprzecznych emocji – jako pierwsza do głowy przyszłaby ucieczka. Może nie dramatyczne wybiegnięcie z sali, z krótkim: „przepraszam, źle się czuję”, ale na pewno zwiększenie dystansu między sobą a człowiekiem, który wprowadził właśnie huragan odczuć w miejsce, gdzie najistotniejszy powinien być profesjonalizm. To jednak nie w twoim stylu, odwracać się plecami do niebezpieczeństwa, odgradzać się, chować... Ty wolałaś widzieć, zdawać sobie sprawę z każdego ruchu. Aby nie być zaskoczoną. Bo właśnie tego nie lubiłaś – zaskoczenia. Punkt dla ciebie, że jego obecność w jakiś sposób – kuriozalny i nie mający za wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem, ale jednak – dała się przewidzieć. Niemal tak, jakby cię oswajał ze swoim (kolejnym) wtargnięciem w twoje życie.
Nie pierwszy raz widział cię, gdy tańczysz. Nie odczułaś więc dyskomfortu śledzących cię obcych oczu, nie czułaś się też wybitnie mocno obserwowana. Jeśli nie zmienił się zbyt wiele od waszego ostatniego spotkania, mogłaś być przekonana o tym, że każdemu poświęci tyle samo uwagi. Zawsze był przecież niesamowitym perfekcjonistą, a w tej sali przebywał właśnie zawodowo. Nie pozwoliłby sobie więc na uchybienia tylko dlatego, że zna jedną z tancerek.
„Zna”... jakie to pojemne słowo, czyż nie? Jak dobrze on zdążył cię poznać? Na ile „poznania” mu pozwoliłaś? Straciłaś w którymś momencie rachubę... Po prostu, przestałaś się kontrolować... I byłaś przy nim. Byłaś tuż obok gotowa w każdej chwili dać z siebie to, co najlepsze. Byłaś z nim. W swojej najprawdziwszej postaci. Przy wszystkich tych wspólnych kawach. Chwilach o aromacie cynamonu. Ludzie, którzy nie lubią cynamonu powinni od razu wzbudzać ostrożność, zdecydowanie, prawda?
Minuty mijały, powtarzaliście sekwencje z uporem maniaka wręcz, a oni obaj chodzili po sali, wymieniali jakieś uwagi... Aczkolwiek od razu można było zauważyć, że trener zdecydowanie nie da się zdominować, że będzie mocno trzymał się pozycji mentora, łaskawie dzielącego się swoją wiedzą i doświadczeniem. Zawsze taki był, kiedy z kimś rozmawiał. Nawet jeśli był to jeden z jego przyjaciół, roztaczał tę aurę lekko pobłażliwej łaskawości, trochę tak jakby obcował z dzieckiem, które trzeba prowadzić za rękę. Tak było również teraz, mężczyzna niejednokrotnie rzucał dość złośliwymi komentarzami, wskazując na słabości swoich tancerzy, bezceremonialnie wytykał błędy, ale i w jakiś sposób sprawdzał swojego asystenta, od czasu do czasu zezwalając mu na kilka krótkich słów. Niepojęte zresztą wydawało ci się to, że zdecydował się kogoś przygotowywać, był przecież typową divą, która scenę musiała mieć dla siebie.
- Ok, ok... - powtórzył kilkakrotnie, teatralnie machając przy tym rękoma jakby uspokajał chmarę rozjuszonych przedszkolaków. - Podobacie nam się jako grupa, zdecydowanie – trzeba przyznać, że płynnie przeszedł w tryb wyrażania nie tylko swojej opinii i chyba nowy asystent będzie się musiał z tym oswoić.
Odetchnęłaś, poprawiając kosmyk włosów. Stałaś między innymi tancerzami czekając na dalsze instrukcje. Na większości twarzy malowało się lekkie zmęczenie, najpewniej wywołane porą. Mało kto poświęcił rano czas na zjedzenie śniadania, większość pewnie funkcjonowała na mocnej, słodzonej kawie, mając w zamiarze poprawić swój stan w trakcie przerwy tą lurą, która była dostępna w automacie na korytarzu. Jak na tancerzy, sporo osób z tej grupy odżywiało się dość... zaskakująco. Raczej idealny świat, w którym wszyscy dbają o dostarczenie sobie wszelkich niezbędnych składników i bilansują posiłki nie tylko pod kątem cukru i tłuszczu, znajdował się poza ścianami tej sali.
- Dorian? Rozumiem, że będziesz teraz pił z panną S? - nie mógł normalnie was wywołać, prawda?
Musiał w to wmieszać treść utworu*, do którego ostatnio przyszło wam katować siebie nawzajem, dodając do tego jakiś wysublimowany, artystyczny gest, który niejako zapraszał na parkiet, choć tak naprawdę przecież nie mieliście wyboru. Trzeba było tam wyjść. I zrobić wszystko najlepiej. A przynajmniej na tyle, na ile pozwalały okoliczności. Wspomnienie ostatniego tygodnia nie nastrajało cię jednak bardzo pozytywnie. Fakt, ćwiczyliście mnóstwo, długo, boleśnie... Ale ile z nastroju, którego oczekiwał po was trener, udało wam się zbudować? Bałaś się, że jedyna odpowiedź jaka oddaje sens sytuacji, to „niewiele”.
Nie spojrzałaś w stronę Doriana, po prostu wysunęłaś się przed szereg, zatrzymując w miejscu, które zapewniało wam najwięcej przestrzeni. Nie minęła chwila, a on był już przed tobą. Z dłonią na twojej talii, blisko. Pierwsze tony i lekkie kołysanie. Kiedy pierwszy raz zapoznawałaś się z utworem, miał dla ciebie niezwykle senny wymiar. Idealnie skomponowany z płynnością ruchu, której od was wymagano. Już jednak z kolejnymi słowami i dźwiękami zdawałaś sobie sprawę z tego, że nie o uspokojenie tu chodzi, a o swego rodzaju odurzenie. O ten stan, w który wprowadza cię druga osoba, jednak niekoniecznie związana z jednoczesnym zapewnieniem poczucia bezpieczeństwa. Tak, to były te tony, w których kryło się dziwne niebezpieczeństwo. Jak w tym przysłowiu, z deszczu pod rynnę? Troszeczkę, było ono jednak zbyt toporne jak na to odczucie, które budował w tobie układ i muzyka. Narkotyczny głos pozwalał ci na to, aby poruszać się wyjątkowo sennie i lekko, mimo tego, że jednocześnie musiałaś walczyć z tą agresją, którą miał w każdym ruchu Dorian. Jego profesjonalizm pochłaniał go niemal całkowicie. Jego dążenie do ideału zawartego w każdej figurze. Znów się spieraliście, wasze ciała zdawały się przebywać w dwóch różnych płaszczyznach. Broniłaś swojej dzielnie, on atakował równie zaciekle. Nie musiałaś patrzeć w stronę trenera, aby wiedzieć jaką ma minę. Nie patrzyłaś na jego asystenta, w pewien sposób wstydząc się tego, że jesteś tutaj tak niedoskonała. Nawet po tylu latach, które mogłaś spędzić na treningach... Dziwne, ale przede wszystkim myślałaś o tym, aby nie zrobić na nim wrażenia osoby, która zmarnowała ten czas. Czas, który was podzielił, rozesłał w różne miejsca i dostarczył wspomnień i przeżyć.
- No tak... Widzisz... - trener ostentacyjnie zwrócił się do swojego asystenta, otaczając go ramieniem w taki sposób, jakby chciał zabrać gdzieś na bok, gdzie zdradzi mu największe tajemnice.
Został jednak na miejscu, a jego ręka nawet nie dotknęła ani tkaniny koszulki, którą miał na sobie młody mężczyzna, ani też tym bardziej jego skóry.
Trener odchrząknął. Ponownie.
- Widzisz... Takie to dziwne miejsce, że soliści chyba zmówili się, aby wpędzić mnie w ciężką depresję – zaczął swoją tyradę. - Takie to dziwne miejsce, że solista ma przed sobą ładną, zgrabną dziewczynę – machnął dłonią w twoją stronę. - Ładna jest, prawda? - niejako wtrącił dla upewnienia, choć wcale nie czekał na jakiekolwiek potwierdzenie ze strony Horsta. - No. W każdym razie, miota nią jak workiem ziemniaków, a ona mu tam chyba tylko cudem jeszcze dycha. Sprawne płuca, zawsze to coś – mruknął właściwie sam do siebie, tym sarkastycznym tonem. - Robię, co mogę... Mówię ci – zaznaczył, jakby się bronił. - No ale przecież na randkę ich nie wyślę, bo się to skończy na komisariacie najpewniej z jego delikatnością i wyczuciem – wytknął Dorianowi, obok którego stałaś, choć właściwie wolałabyś być teraz gdzieś bardzo daleko.
Nie raz się już przecież zastanawiałaś w czym rzecz. Może rzeczywiście popełniasz jakieś błędy, które wyprowadzają z równowagi nawet tak świetnego tancerza jakim jest Dorian. Widziałaś go przecież w niejednej solówce. Zawsze zgarniał najwyższe noty i pewnie i tym razem będzie w grupie najlepszy, kiedy przyjdzie moment kwartalnego sprawdzania waszych umiejętności i kreatywności.
- Liczę na twoją pomoc, Horst – mężczyzna dramatycznie zaakcentował imię asystenta, co wzbudziło w tobie nowe pokłady niepewności.
Na czym niby miałaby polegać ta pomoc, hm? Aż strach się bać, czyż nie, Sofio? Swoją drogą, czy trzeba być specjalnie bystrym umysłem, aby domyślić się, czym będzie się zajmował stażysta? Istnieje przecież opcja, że na dostarczaniu odpowiednio schłodzonej wody mineralnej się nie skończy. I ty to dobrze wiedziałaś.

*

- Niezły – kolejny głos pełen aprobaty przetoczył się przez szatnię, w której pośpiesznie wciągałaś na siebie ubrania. - Szkoda, że nie zobaczyłyśmy go w akcji – znaczące westchnięcie jedynie podkreśliło absurdalność tej uwagi.
Przewróciłaś oczami, mając już dość tych płytkich rozmów. Dziwnie cię to wszystko irytowało, choć zazwyczaj nie przywiązywałaś uwagi do tego, o czym plotkują dziewczyny z zespołu. Nieco zbyt energicznie zaczęłaś rozczesywać mokre włosy, uspokajając się dopiero po dłuższej chwili. Kilka głębszych oddechów i powinno być dobrze.
- Myślicie, że grozi mu opcja „przynieś, wynieś, pozamiataj”?
- Jak dla mnie, to może mną zamiatać przez najbliższe miesiące – albo ci się zdawało, albo ten głos praktycznie wbił się w twój mózg bardzo nieprzyjemną wibracją.
Tak, na pewno o wysoki ton chodziło...
Zebrałaś rzeczy, wyjątkowo niedbale wrzucając je do torby, której zamek szybko zasunęłaś najpewniej przycinając materiał.
- Na razie – rzuciłaś przez ramię i choć nigdy żadna z tych osób nie widziała cię poirytowanej, to pewnie teraz ktoś, kto cię zna, zwróciłby uwagę na zmianę w głosie. Tę lekką nerwowość.
Nie miałaś ochoty na więcej. A już na pewno nie na wysłuchiwanie tego, co działo się już po twoim wyjściu. Każdy chciałby sobie oszczędzić uwag na temat możliwej detronizacji z pozycji solistki. I umotywowania większych starań na sali treningowej zakusami na nowego asystenta...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz