Który to już raz
roześmiałaś się tak zupełnie otwarcie, mrużąc przy tym lekko
oczy i zdecydowanie nie ukrywając ust za dłonią? Trudno zliczyć.
Który to już raz brałaś tak aktywny udział w kreowaniu kolejnej
– bardziej bądź mniej zabawnej – historii związanej z
burzliwymi legendami krążącymi na temat trenera waszego zespołu?
Nawet nie staram się zgadywać. Ot, po prostu niezwykle przyjemnie
patrzy się na ciebie, Sofio, kiedy lekko przekrzywiasz głowę,
nawet nie walcząc z luźnymi kosmykami włosów, które opadają na
czoło. Policzki masz lekko zaróżowione, sama nie wiem czy od tego
niepohamowanego śmiechu i sporej dawki emocji czy może jednak przez
ten wiśniowy likier przyniesiony przez jedną z dziewcząt. Nie
wypiłaś go znów aż tak dużo, ale trzeba było przyznać, że
podziałał na ciebie przyjemnie rozluźniająco... I całe
szczęście, że go nie odmówiłaś, bo wcześniej nie było tak
wesoło, prawda?
***
(cztery godziny wcześniej)
Rzuciłaś się w wir
czynności. Ostatnie znoszenie talerzy, szklanek, przekąsek...
Ostatnie spojrzenia do wnętrza lodówki, czy wszystko jest na swoim
miejscu; pod pokrywki garnków czy nic się nie przypala lub wręcz
przeciwnie – czy nic nie wystygło. I jeszcze ta obecność
pierwszego gościa, którego w nieco niegrzeczny sposób zrzuciłaś
na barki Jerzego. Nie wpisywało się to w twój perfekcjonizm, w
idealny obraz gospodyni wieczoru... ale tego jednego gościa, po
prostu, nie mogłaś mieć sam na sam pod swoją opieką. I tak byłaś
kłębkiem nerwów, kiedy otwierałaś sporych rozmiarów kartonowe
pudło, z którego 'zamrugały' do ciebie figlarnie kolorowe
babeczki, przyozdobione na świąteczno-humorystyczny sposób. Były
tak chaotyczne w tej swojej różnorodności, tak nieprzystające do
jednej konkretnej wizji. Nie miały w sobie nic z tych eleganckich
wypieków, które rok w rok odnajdywały stałe miejsce na stole w
jadalni twoich rodziców. Żadnych nawiązań do religii,
podniosłości tych dni... Ot, tylko te zawadiacko spoglądające
marcepanowe(?) renifery i bałwanki, które wyglądały tak, jakby
były największymi rozrabiakami w świecie. Skłamałabyś bardzo,
gdybyś próbowała zaprzeczyć temu, że dziwnie ci było, gdy na
nie patrzyłaś. W tej chwili potrzebowałaś choć odrobiny porządku
i naprawdę wiele kosztował cię fakt, że nie możesz teraz po
prostu uciec do sypialni, by monotonnymi ruchami przeczesywać włosy
jedynie słuszną ilość razy. Póki oddech się nie pogłębi, póki
serce nie zwolni szalonego biegu.
Nie było to jednak
możliwe. Musiałaś skupić się na 'tu i teraz', bo przecież za
chwilę pod twoim dachem znajdzie się jeszcze więcej osób, które
w bardziej bądź mniej wyrafinowany sposób zaczną oceniać to, co
przygotowałaś. Czy rzeczywiście naprawdę dokładnie przemyślałaś
to, na co się porwałaś?
- Mogę w czymś pomóc?
- wkroczył w twoją przestrzeń bezszelestnie, a może po prostu to
ty byłaś za bardzo skupiona na walce z różnorodnością babeczek,
które nijak nie chciały 'dobrze wyglądać' na przygotowanej
paterze.
Wciągnęłaś powoli
powietrze mając wrażenie, jakby płuca stawiały opór. Chociaż
wiedziałaś, że nie unikniesz konfrontacji, to miałaś jednak
nadzieję, że nastąpi to znacznie później, że będzie przy tym
więcej osób i konwersacja nabierze charakteru raczej grupowego.
- W porządku, Sofio?
Boże, kiedy ostatni raz
słyszałaś, jak wypowiada twoje imię z tym specyficznym akcentem?
Z tą słodyczą, której naprawdę trudno było zaprzeczyć, choć w
głowie świtała myśl, że może to jedynie wrażenie powodowane
sentymentem.
- Możesz je ułożyć i
zanieść? - wreszcie odzyskałaś głos, wskazując na ciastka,
które przyniósł ze sobą twój rozmówca. - Ja muszę jeszcze coś
sprawdzić... O, dzwonek – wydukałaś nieco nieskładnie,
wychodząc z kuchni, co normalnie potraktowałabyś jako bardzo
niegrzeczne.
Teraz jednak nie miałaś siły na to, aby mieć wyrzuty sumienia w związku z pozostawieniem gościa samemu sobie. Jedyne czego chciałaś, to znaleźć się w innej przestrzeni. I zacząć liczyć chociażby ciemnozielone frędzle przy zasłonie w twoim pokoju.
Teraz jednak nie miałaś siły na to, aby mieć wyrzuty sumienia w związku z pozostawieniem gościa samemu sobie. Jedyne czego chciałaś, to znaleźć się w innej przestrzeni. I zacząć liczyć chociażby ciemnozielone frędzle przy zasłonie w twoim pokoju.
*
Wszystko nabrało tempa,
do którego nie byłeś przyzwyczajony. Nawet jeśli na wydziale
mijały cię codziennie tłumy głośnych studentów, musiałeś
przyznać, że nagłe pojawienie się dodatkowych kilkunastu osób w
mieszkaniu, nieco zbiło cię z tropu. Nie byłbyś jednak sobą,
gdybyś nie brał pod uwagę, przede wszystkim, cudzych emocji. Aż
za dobrze widziałeś, że cały ten misterny spokój i opanowanie
kreowane przez Sofię ostatnimi dniami, niebezpiecznie się ulatnia.
Żeby nie powiedzieć – znika w tempie zastraszającym,
pozostawiając po sobie małą, trzęsącą się rudą myszkę. Twój
instynkt opiekuńczy nie mógł zawieść, przejąłeś więc na
siebie obowiązki gospodarza, starając się przynajmniej odciążyć
dziewczynę z obowiązku witania gości, zapraszania ich do salonu,
rozsadzania po miękkich poduszkach i dużych pufach, w których
można się było przyjemnie zapaść. Znosiłeś w naprawdę dobrym
stylu próby podrywu, których ofiarą oczywiście musiałeś paść.
Impreza jeszcze na dobre się nie rozkręciła, ale tancerki miały
to do siebie, że nadspodziewanie często lubiły sprawdzać swoje
umiejętności na nowo poznanych mężczyznach, szczególnie jeśli
byli choć trochę przystojni i nie nosili trykotów.
- Macie kieliszki? -
jasnowłosa dziewczyna, która wyglądała na ledwie uczennicę liceum,
stanęła przed tobą.
Powiedziałbyś, że w
niezdrowo bliskiej odległości, patrząc na ciebie spod długich
'wytuszowanych' rzęs. Brakowało tylko tego, żeby przygryzła wargę
muśniętą błyszczykiem.
- Chyba nie pozwolisz,
żeby się zmarnowała? - dodała, nie czekając na jego odpowiedź i
unosząc przy tym butelkę z ciemno bordową, gęstą cieczą.
- Jasne. Daj mi chwilę.
Coś znajdę – rzuciłeś, z ulgą kierując się w stronę
kuchennych szafek, w których na pewno plątały się gdzieś
niewielkie kieliszki.
Co prawda nie byłeś
wielkim koneserem alkoholi, ale na przykład nalewką, którą przygotowywała
twoja babcia, nie gardziłeś. Swego czasu zresztą, dostałeś od
niej komplet kieliszków, które jak do tej pory nie przeszły
chrztu, choć w dorosłość formalnie wkroczyłeś już dobrych 10
lat temu.
*
Z salonu dobiegały
śmiechy, a rozmowy od czasu do czasu nabierały wręcz charakteru
swobodnego pokrzykiwania. Towarzystwo ewidentnie się rozluźniło,
czy to pod wpływem wiśniowego likieru (i paru innych trunków), czy
też czując się, po prostu, coraz swobodniej w tym przytulnym
mieszkaniu, które zdawało się stworzonym do towarzyskich spotkań.
Ty, natomiast, oczywiście co chwilę znikałaś albo to u siebie w
pokoju (pod pretekstem chociażby zobaczenia, co z kotami), albo
wędrowałaś do kuchni, aby przynieść to, czego akurat zabrakło.
Chyba jeszcze nie było chwili, w której tak naprawdę byś usiadła
i pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku. Być może nawet było po
tobie widać już to lekkie zmęczenie, prawdopodobnie jednak cały
czas trzymał się ciebie kurczowo stres. Nie czarujmy się jednak,
przecież dobrowolnie wzięłaś na siebie ten ciężar, nawet jeśli
gdzieś w zaciszu umysłu wiedziałaś, że to za dużo.
Oparłaś się plecami o
lodówkę, odetchnąwszy z ulgą pod wpływem chłodu jej
powierzchni. Krótki moment na zebranie sił. Na spięcie
rozlatujących się nerwów. Na opanowanie nawyków, które aż
prosiły się o to, aby się nimi zająć. Krzywo ustawione szklanki
na suszarce? Niedbale powieszony ręcznik? Ściereczka na blacie
zamiast przy zlewie? Ktoś przecież musi to...
- Rudzielcu... - męski
głos o niskiej i opiekuńczej barwie wyrwał cię z tego transu, w
którym trzymał cię złośliwiec zwany bałaganem. - Ok?
Jerzy miał pochmurną
minę, sam zresztą chyba zdradzał pierwsze oznaki zmęczenia.
Ogarnianie tłumu roześmianych i rozgadanych tancerzy plus
niespuszczanie z oka lokatorki, to jednak sporo zadań.
- To tylko zmęczenie,
nie wyspałam się – rzuciłaś, nawet nie patrząc w jego stronę.
Twoje dłonie już
zaczęły przesuwać te niesforne szklanki, które miały czelność
zmienić miejsce pobytu.
Jerzy zmarszczył czoło. Znałam tę minę, miała w sobie ładunek troski, ale swego rodzaju zniecierpliwienia, które powodowane było tym, że już nie pierwszy raz stał się świadkiem tych dziwnych zachowań.
Jerzy zmarszczył czoło. Znałam tę minę, miała w sobie ładunek troski, ale swego rodzaju zniecierpliwienia, które powodowane było tym, że już nie pierwszy raz stał się świadkiem tych dziwnych zachowań.
- Wiesz, co by ci się
przydało? - nawet nie czekał na jakąkolwiek reakcję z twojej strony.
- Trzymaj. I nie wymiguj się, to świąteczny toast z twoim
ulubionym współlokatorem. Za to, żebyś nadal chciała dostarczać
mi do mycia kubków z resztkami herbaty i dzielnie zjadała kanapki,
które ci rano zostawiam – wyrecytował, jakby miał to
przygotowane. - Bo wierzę, że nie dokarmiasz nimi gołębi? -
wzdrygnął się już na samo wspomnienie tych ptaków, których
serdecznie nie znosił.
Podał ci kieliszek z
czerwoną, gęstą zawartością, która pachniała wyjątkowo
słodko.
- Na raz, Sofio. Do dnia
– polecił, patrząc na nią.
Chyba nawet nie miałaś
siły na opór. Zresztą, jeśli ta niewielka ilość alkoholu miała
wpłynąć jakoś na to, że w końcu usiądziesz na dłużej niż
kwadrans w salonie, to czemu nie spróbować?
***
Nie mogłeś się
zdecydować, kiedy zdawała ci się piękniejszą. Czy wtedy, gdy na
sali treningowej miała ten niezwykle skupiony wyraz twarzy. Czy może
jednak teraz, kiedy śmiała się tak nieskrępowanie, czerpiąc
radość z towarzyskiego spotkania i rozmów o charakterze
zdecydowanie plotkarskim. Musiałeś też przyznać, że był to dla
ciebie widok nowy. Wcześniej była dla ciebie raczej eteryczną 'już
nie dziewczynką, jeszcze nie kobietą', którą widywałeś co
najwyżej z aromatyczną kawą w duecie. A teraz siedziała na
poduszkach, swobodna i roześmiana, choć na początku miałeś
wrażenie, że z każdym kolejnym gościem, który przeszedł próg,
ma ochotę się rozpłakać. Myślałeś wtedy tylko o tym, jak
bardzo chciałbyś ją przytulić i ochronić przed całym stresem i
złem tego świata... Wiedziałeś jednak, że jeśli to zrobisz,
najpewniej dostarczysz jej takim gestem jeszcze więcej niepokoju.
- Nie pamiętam takiej
posiadówki od czasu ogólniaka – jedna z tancerek, ta jasnowłosa,
bodajże Nadia, odezwała się nieco głośniej, ściągając na
siebie uwagę reszty. - Wiecie czego jeszcze tu brakuje?
Nie wyglądało jednak na
to, aby oczekiwała jakiejkolwiek odpowiedzi od innych. Zdawała się
raczej rozgrywać jeden z mini spektakli, w którym grała główną
rolę. Jej wzrok przy tym wędrował raczej ku mężczyznom,
niejednokrotnie będąc przynajmniej zalotnym. Nie umknęło to
twojej uwadze, bo była w tych swoich flirtach cokolwiek
bezpośrednia. Jak dla ciebie, za bardzo.
- Gry – obwieściła
triumfalnie. - Wiecie, no... Jakiejś butelki albo 'ja nigdy...' -
rozwinęła myśl, oczekując reakcji.
Być może to alkohol
sprawił, że towarzystwo wyraziło zainteresowanie czymś, co
normalnie spotykało raczej w czasach nastoletnich zaznajamiając się
z wątpliwej jakości amerykańskimi filmami.
- W 'ja nigdy' graliśmy
ciągle – zaznaczyła Nadia, wspominając swój pobyt w Stanach w
ramach międzyszkolnej wymiany. - Wiecie, tam to norma. Gdyby nie
szkoła, ciągle chodzilibyśmy nawaleni.
Nie pokazałeś po sobie,
co o tym myślisz. Zresztą, też spędziłeś w Stanach kawałek
czasu, ale jakość sobie nie przypominałeś, żeby towarzystwo w
koledżu ciągle upijało się, jednocześnie głośno oznajmując ile to
już doświadczeń ma za sobą.
- Ok – zatarła ręce,
zaraz też sprawnie napełniając wszystkim kieliszki. - Zasady są
proste. Rzucasz hasło 'ja nigdy...' uzupełnione jakimś
doświadczeniem. Jeśli w twoim przypadku to kłamstwo, czyli robiłeś
już daną rzecz – uśmiechnęła się przy tym dość specyficznie
– pijesz.
Powiedzieć, że to
niedojrzałe to mało, co nie? Najchętniej wyszedłbyś stamtąd, bo
takie spoufalanie się z innymi nie było w twoim stylu. Wolałeś też
inne rozrywki, niż dzielenie się bardziej bądź mniej intymnymi
szczegółami swojego życia z ludźmi, którzy ponoć byli dorośli.
Miałeś też nieodparte wrażenie, że sentencje szybko nabiorą
cokolwiek frywolnego charakteru.
*
Sytuacja odrobinę
wymknęła ci się spod kontroli? Trudno stwierdzić, kiedy alkohol
krąży w ciele, przyjemnie drapiąc w gardło i grzejąc. Nigdy
wcześniej nie wypiłaś więcej niż jeden kieliszek słabego wina
do obiadu, miałaś więc teraz przed sobą zupełnie nowe
doświadczenie. Dobrze pamiętałaś, że ostatnie czego oczekiwałaś
po tym, wieczorze, to nastoletnie wygłupianie podszyte niemaskowanym
napięciem seksualnym, które było nieuniknione w takiej grupie.
Teraz jednak dziwnie trudno było ci się tym przejmować. Wolałaś
śmiać się z opowiadanych żartów, a czasem nawet sama rzucić
jakąś uwagę na temat choćby trenera i jego dziwacznych
przyzwyczajeń. Niezaprzeczalnie doświadczałaś czegoś nowego –
bycia częścią grupy, wyłamywanie się więc z niej teraz w imię
– właściwie czego? - nie było tym, na co chciałaś tracić
siły. Zresztą, nie groziło ci totalnie zamroczenie alkoholowe,
pytania które padały, zdecydowanie były 'spoza twojej ligi'.
- No dobrze... - Nadia nie ukrywała, że szykuje coś specjalnego, a przynajmniej w takim świetle to widziała.
Nawet nie starała się ukryć faktu, że po prostu musi wywrzeć – najlepiej piorunujące – wrażenie na każdym nowym mężczyźnie w otoczeniu. A asystent choreografa był łakomym kąskiem. Kiedy pierwszy raz usłyszałaś, jak mówi o nim w ten sposób, praktycznie tobą wstrząsnęło. I prócz niechęci poczułaś też nagły przypływ złości, prawda?
- No dobrze... - Nadia nie ukrywała, że szykuje coś specjalnego, a przynajmniej w takim świetle to widziała.
Nawet nie starała się ukryć faktu, że po prostu musi wywrzeć – najlepiej piorunujące – wrażenie na każdym nowym mężczyźnie w otoczeniu. A asystent choreografa był łakomym kąskiem. Kiedy pierwszy raz usłyszałaś, jak mówi o nim w ten sposób, praktycznie tobą wstrząsnęło. I prócz niechęci poczułaś też nagły przypływ złości, prawda?
Nie wiem, co nią
kierowało, kiedy w kokieteryjny sposób wypowiedziała tych kilka
wyrazów. Być może chciała wybadać grunt? Sprawdzić reakcję
Horsta?
- Nigdy nie całowałam
się z nowym przystojnym asystentem, który niewątpliwie czaruje nas
dziś swoją milczącą obecnością – patrzyła przy tym tylko na
niego, z ociąganiem odstawiając pełen kieliszek. - Ach jaka
szkoda... miałam taką ochotę na ten słodki likier – westchnęła
teatralnie, pewna tego, że przedstawienie dobiegło końca.
Nie przewidziała jednego
– że zadając to pytanie nie tylko może zobaczyć, czy ma jakieś
szanse u asystenta, ale także dowiedzieć się, że ktoś już ją
uprzedził. Nieważne jak dawno temu to było, prawda?
- Czyli... do dna? -
odezwałaś się śmielej niż sama byś się tego po sobie
spodziewała.
I nie czekając na
potwierdzenie, opróżniłaś kieliszek, bo ty przecież już kiedyś
całowałaś tego asystenta, czyż nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz