28.09.2013

07. Wyzwania.

Właściwie to po cholerę nosiłeś ze sobą ten zegarek? Najprościej byłoby chyba oddać go właścicielce, ale chyba wtedy musiałbyś się tłumaczyć z tego, dlaczego tak długo znajdował się w Twoim posiadaniu, minęło już przecież kilka ładnych tygodni odkąd wrzuciłeś go do bocznej kieszeni swojej torby. A potem wędrował razem z Tobą w dżinsach, czy to na kolejne treningi czy też do pracy... Miałeś świadomość tego, że im dłużej go sobie przywłaszczasz, tym trudniej będzie to wytłumaczyć. Pozostała więc chyba tylko opcja podrzucenia go do torebki dziewczyny, która musiałaby jakoś uwierzyć w fakt, że tak długo siedział tam sobie bezpiecznie. Była jednak ostatnio tak bardzo rozkojarzona i jednocześnie dryfująca myślami gdzieś, gdzie absolutnie nikt nie miał dostępu, iż to rozwiązanie naprawdę mogło się powieść.
Zresztą, sam chyba ostatnio nieco ześwirowałeś. Zawsze taki skupiony na tańcu, na technicznej perfekcji, podążający zgodnie z planem, wykreślający w kalendarzu każdy kolejny dzień o tej samej wieczornej porze, tym samym czarnym mazakiem. A teraz? Od chwili, w której widziałeś ją w klubie, zacząłeś zdecydowanie zbyt wiele uwagi poświęcać drugiemu człowiekowi. Wkurzało cię to. I to bardzo. Miałeś przecież tyle do zrobienia, dokładne plany. Nie mogłeś sobie pozwolić na opóźnienia powodowane jakąś tam drobną sylwetką, która regularnie bywała zdecydowanie za blisko twojego ciała. Inna sprawa, że jak do tej pory nie odczuwałeś tego w żaden sposób. Ot, przecież na tym polegał taniec w duecie, na radzeniu sobie z drugim ciałem i twoim zdaniem, jednoczesnym ignorowaniu jego ciepła, miękkości, faktury skóry...
Spodobała ci się faktura jej skóry, czyż nie? Dopiero teraz zwróciłeś na to uwagę. Nie była, po prostu, delikatna. Wcześniej kiedy jej dotykałeś, podnosiłeś ją, przyciągałeś do siebie, po prostu mocno chwytałeś nawet nie zwracając uwagi na to, ile siniaków z tego powstanie. Teraz bywały momenty, że nie mogłeś przestać myśleć o tym delikatnym meszku na jej skórze, który stawał się zauważalny wtedy, kiedy jej ramiona pokrywała gęsia skórka.
- Kurwa mać... - mruknąłeś pod nosem, co nie było do ciebie podobne.
Owszem, kiedy już się wypowiadałeś, zwracałeś do kogoś, byłeś raczej szorstki, czasem najzwyczajniej nieprzyjemny... ale żeby na głos wyrażać własne frustracje? Irytujący był jednak fakt, że coś, nad czym nie panowałeś, zaczęło ci zaprzątać myśli. Nawet jeśli traktowałeś to raczej jako typowo przedmiotową ciekawość nową zabawką niż jakieś głębsze dygresje. Jej reakcje (czy też ich aktualny brak) cię fascynowały, chyba nawet do tego stopnia, że powoli zaczęły cię intrygować możliwości prowokowania jej, sprawdzania wrażliwości na bodźce...
- Zaskoczcie mnie dziś czymś, błagam – dotarł do ciebie dramatyczny głos trenera. - Moglibyście chociaż spróbować pokazać, że wam zależy... Ja tu mam uczyć, tak? Przekazywać coś, dawać możliwości... Ale cholera, z trupami byłoby łatwiej – teatralnie wywrócił oczami.
Bez słowa złapałeś swoją partnerkę za rękę, wyciągając ją na środek sali. Byłeś chyba nawet nieco bardziej brutalny niż zwykle, jednocześnie poświęcając jej o wiele dokładniejsze spojrzenie. Nie zaskoczyłoby mnie to, gdybyś nawet stwierdził, że zaczęła cię denerwować ta jej apatia. W końcu tańczyła tutaj z tobą. Powinna całą sobą przebywać w tej sali, jeśli ty miałeś się rozwijać i tworzyć coś na parkiecie. Inaczej równie dobrze mogłeś dostać jakąś klientkę z prosektorium, jak to zauważył sam trener.
- Nie, nie, nie... - mruczał pod nosem mężczyzna, patrząc na waszą dwójkę. - Ja się tu wykrwawiam nad wami, rozumiecie? Okrutnie wykrwawiam, robię co mogę... Mam was na przymusową randkę wysłać, czy jak? - oparł się nieco ostentacyjnie o barre. - Czuję, że się powtarzam... Od tygodni, jeśli nie już miesięcy... Jak można być tak niesamowitym solo i jednocześnie tak spieprzać sprawę w duecie?
Pytanie było czysto retoryczne, zresztą żadne z was pewnie nie miałoby ochoty na nie odpowiadać. Ty dobrze wiedziałeś, że jakiekolwiek bunty w najlepszym przypadku skończyć się mogą degradacją, w najgorszym nawet pożegnaniem z zespołem... Ona... Cóż, miałeś wrażenie, że więcej do powiedzenia miałaby rzodkiewka albo inne warzywo, bo o stosowanie taktyki „na przeczekanie” raczej jej nie podejrzewałeś.
Trener machnął ręką, co najprawdopodobniej oznaczało kolejną, wymuszoną już przerwę. Mrucząc coś pod nosem wycofał się po swoją torbę, wyciągnął z niej komórkę i poświęcił jej dłuższą chwilę.
- Zmiana planów – rzucił, zanim pierwsze osoby zdążyły wyjść z sali. - Na dziś skończymy, bo mam coś do załatwienia... I zobaczymy się dopiero za tydzień. Chciałbym jednak, żebyście przyszli wszyscy w szczycie formy. Zlitujcie się, po prostu i nie kastrujcie mnie tutaj jak banda pierwszoroczniaków z baletówki, co? - mistrz melodramatu, to mu trzeba było oddać.
- Zostajesz – rzuciłeś władczo, kiedy twoja partnerka machinalnie skierowała się w stronę ławki po swoje rzeczy.
Nie interesowało cię teraz zupełnie czy mogłaby mieć inne plany na ten dodatkowy czas, czy spieszyła się gdzieś po zajęciach, albo po prostu miała zwyczajnie dość oglądania ciebie i całej reszty zespołu.
- Tak, zostajesz – powtórzyłeś, kiedy spojrzała na ciebie tak, jakbyś wyrwał ją z głębokiego snu co najmniej wiadrem zimnej wody. - Tak się składa, że nie zamierzam dalej znosić tego syfu, wiesz? Mówiłem ci już wcześniej, że ja tu zamierzam tańczyć, a nie przerzucać worek z ziemniakami – obserwowałeś ją dokładnie w poszukiwaniu choćby najmniejszej reakcji na twoje słowa.
W jej twarzy natomiast nic nie drgnęło, nic się nie zmieniło. Po prostu, zaniechała zebrania swoich rzeczy, wyprostowała się i jak gdyby nigdy nic wróciła do ciebie na parkiet. Zirytowało cię to lekko, miałeś już dość tego braku reakcji, bo przecież jednocześnie parokrotnie widziałeś ją w klubie, gdzie zdawała ci się totalnie inną osobą. Wreszcie zupełnie oswojoną z ruchem. Nawet dla ciebie taniec wtedy nabierał jakiegoś dziwacznego znaczenia, którego nie umiałeś sprecyzować, choć zazwyczaj podchodziłeś do tego jak do ciężkiej pracy.
- Bliżej – stwierdziłeś, nic jednak nie robiąc w kierunku ponaglenia jej.
Patrzyłeś teraz na nią w ten cholernie buntowniczy i odważny sposób, na który poleciałaby co druga tancerka z zespołu. Na niej jednak zupełnie nie robiło to wrażenia. Zacząłeś już chyba nawet podejrzewać, że musi być totalnie aseksualną osobą, bo nie byłeś sobie w stanie wyobrazić jej w sytuacji naznaczonej jakimkolwiek erotycznym napięciem. Nie, żeby dla ciebie miało to jakiekolwiek znaczenie. Seks był... Zresztą, po co zastanawiać się nad zjawiskiem cokolwiek przereklamowanym. Wszędzie tego pełno, wszystko tym sprzedają... Niby więc jak dobudować do tego jakąkolwiek ideologię?
Czułeś jej oddech na swoim policzku. Czułeś jej żebra pod swoimi palcami... Była taka, kieszonkowa? Nawet jak na tancerkę robiła wrażenie słabej. A przecież taniec wymagał siły, to nie były jakieś zwiewne pląsy, elfie podskoki. Miałeś wrażenie, że jej obojętność mogłaby generować w tobie pokłady dziwnej agresji... i chyba cię to odrobinę przestraszyło.
Piruet, podniesienie, cierpliwa asysta przy jej drobnych i – musiałeś to przyznać – perfekcyjnych krokach. Była niezła. Była naprawdę dobra, kiedy tylko pozwalałeś jej odsunąć się od siebie, jakby twój dotyk w jakiś sposób ją osłabiał, zmieniał w przeciętną tancerkę robiącą za tło dla głównego bohatera. Przyszła ci do głowy myśl, że pewnie byłoby z nią łatwiej, gdybyście mieli do ogrania jakąś klasyczną fabułę. Ale tutaj nie było tak prosto, muzyka czasem bardziej przeszkadzała niż w naturalny sposób sterowała ciałem...

*

Tak, czasem miałaś wrażenie, że walczysz z dźwiękami. Nie dość, że partnerowanie przypominało jakąś przepychankę, to jeszcze melodia nie stanowiła tej ostoi, w którą w balecie klasycznym można się było, po prostu, wsłuchać.
Gdybyś tylko nie była tak pochłonięta walką z myślami i wspomnieniami, zapewne wyraźnie odczuwałabyś fizyczny ból, który sprowadziła na ciebie ta dodatkowa próba. Zapewne zrobiłabyś coś, aby przestać wreszcie być takim workiem treningowym, no i nie musiałabyś wieczorem pod prysznicem zliczać tych wszystkich siniaków.
Znów mocniej oparł dłonie na twojej talii... Nie podobało ci się to, powoli docierała do ciebie świadomość tego wrażenia. Zaczynałaś wreszcie dopuszczać do siebie to wrażenie, iż miota tobą jak rzeczą, jakbyś była tylko potrzebnym mu do sukcesu rekwizytem (albo przeszkodą). Dziwne, ale nie miałaś jednak ani trochę siły, aby cokolwiek z tym zrobić. Ot, zniesiesz przecież jeszcze kilka minut i zaraz będziesz mogła zebrać się do domu, gdzie wypijesz herbatę i spróbujesz zasnąć...
- Wystarczy – rzuciłaś przez ramię w trakcie jednego z piruetów, on jednak nie zareagował.
Kontynuując układ przyciągnął cię mocno do siebie, objął wręcz agresywnie, wychylając cię w tył tak nisko, że musnęłaś włosami parkiet. Skorzystałaś z pierwszej lepszej okazji, odsuwając się od niego. Nie umiałaś tego wytłumaczyć, ale chociaż do tej pory to wszystko było ci wyjątkowo obojętne, teraz poczułaś się dość nieswojo.
- Powiedziałam, kończymy – twój głos zabrzmiał donośniej, ale jednak z jakąś nutą niepewności...

*

Wychwyciłeś tę nutę i sprawiła ci ona jakąś dziwną satysfakcję. Wreszcie reakcja, wreszcie dowód na to, że ten chudzielec żyje, ma emocje. Nakręcało cię to w jakiś sposób, lubiłeś konfrontować się z ludźmi... A szczególnie, kiedy wygrywałeś.
- Znowu się zmywasz. A poziom nadal prezentujemy tragiczny – stwierdziłeś, podążając za nią tych kilka kroków. - Myślisz, że chcę z siebie zrobić po raz kolejny błazna za tydzień? - być może nieco przesadzałeś z tym agresywnym tonem.
Trzeba przyznać, że zazwyczaj trzymałeś emocje na wodzy. Jasne, że potrafiłeś – kolokwialnie rzecz ujmując – dokopać, ale tym razem było coś nieobliczalnego w twoim postępowaniu. Uruchomiła coś w tobie, włączyła coś, o istnieniu czego chyba jak do tej pory nie miałeś pojęcia. Patrzyłeś na nią, kiedy zabierała swoje rzeczy. Patrzyłeś jak wrzucała do torby ręcznik, butelkę, jak nerwowo poprawiała włosy. Wyprostowała się, ale ty nie zamierzałeś jeszcze pozwolić jej wyjść. Sam nie wiesz, co cię pchało do kontynuowania tego całego eksperymentu, sprawdzania jej reakcji, wystawiania na kolejne silne bodźce.
Złapałeś ją za nadgarstek, tym samym uniemożliwiając skierowanie się do wyjścia. Odwróciła się i popatrzyła na ciebie, po prostu, zdumiona. Bo przecież o co ci w ogóle mogło chodzić? I tak została tutaj z tobą, ćwiczyła, nawet dała sobą poniewierać... a ty nadal czegoś od niej chciałeś.
Przysunąłeś się o krok, zazwyczaj bywałeś tak blisko niej tylko wtedy, kiedy tańczyliście. Nieco cię zirytowało to, że okazała pewnego rodzaju niezadowolenie. Nagle wolałeś, aby pozostała tak obojętna jak jeszcze była pół godziny temu. Sam nie wiesz, czego tak naprawdę chcesz, co nie? Przecież o reakcje ci chodziło... A może chciałeś konkretnych reakcji?
Zmieniłeś taktykę. Przesunąłeś kciukiem powoli i zupełnie delikatnie po jej skórze, nie puszczając jej nadgarstka. Schyliłeś się w kierunku swojej torby, cały czas trzymając rękę dziewczyny. Wyprostowałeś się i ze stoickim spokojem, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, założyłeś jej zegarek, który tak długo przy sobie nosiłeś.
- Jutro. O siedemnastej – postukałeś w powierzchnię zegarka, patrząc prosto w te zdumione zielone oczy.

*

Wyszłaś. Po prostu, wyszłaś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz