27.09.2013

06. Melancholie.

Nie byłaś teraz sobą, a przynajmniej nie tą wersją, którą lubiłaś i nad którą tak skrzętnie pracowałaś przez ostatnie dwa lata. Owszem, pozwalałaś sobie na chwile melancholii i wspomnień, ale to, co aktualnie zaczęło się z Tobą dziać, naprawdę nie było dobrym stanem. Być może dla postronnego obserwatora wydałoby się to wyolbrzymieniem, ale te piętrzące się w zlewie kubki po herbacie wyraźnie stanowiły o tym, że balansujesz na skraju utraty równowagi. Mechaniczne uczęszczanie na treningi, spisywanie postępów uczennic, zakupy, szybkie posiłki, sen... Relacje międzyludzkie ograniczone niemal do zera. Ograniczone do fizycznego kontaktu z Dorianem, którego uwagami przestałaś się ostatnio przejmować choćby w najmniejszym stopniu. Ot, wykonywałaś co do ciebie należy, słuchałaś uwag trenera, starałaś się je wprowadzać na parkiet. Jednak bez głębszej refleksji. Każdy nerw w Twoim ciele był napięty, ale z zupełnie innego powodu. Szczególnie kiedy szłaś ulicami miasta, starając się nie rozglądać zbyt nerwowo. Przecież to absurd brać pod uwagę, że natkniesz się tu na kogoś znajomego. Spore miasto, oddalone o wiele kilometrów od miejsc, w których poznałaś tych kilka osób mających wpływ na Twoje dojrzewanie. Ale irracjonalny lęk pozostawał, bo zwyczajnie nie byłaś gotowa na to, aby mierzyć się z kwestiami, które zepchnęłaś w kierunku przeszłości.
Sięgnęłaś po butelkę z wodą, nie patrząc na resztę tancerzy, którzy jak zwykle przeciągali wyjście z sali treningowej w ten charakterystyczny sposób. Relacje towarzyskie, pogaduszki, flirty...
- Dzieciak z ciebie – nie w pierwszej chwili zorientowałaś się, że słowa skierowane są w twoją stronę.
Dopiero kiedy czyjaś dłoń bezpardonowo chwyciła cię pod brodę, ocierając z niej kilka uronionych kropli wody, zareagowałaś zszokowanym spojrzeniem i wycofaniem się o krok.
- Spokojnie... - Dorian mruknął w jakiś taki dziwacznie speszony sposób, zaraz zajmując ręce swoim ręcznikiem i dość energicznie wycierając twarz.
Bystry obserwator zauważyłby jednak, że dość szybko wrócił wzrokiem do twojej osoby, przyglądając ci się bacznie. Byłaś zresztą tak pochłonięta całym tym lękiem przed przeszłością, że nie miałaś szans zorientować się, iż od kilku zajęć znajdujesz się pod dokładną obserwacją partnera. Jasne, że on sam przypominał na sali raczej skupionego na tańcu robota niż życzliwego i troskliwego kumpla... No i właśnie może dlatego zaobserwował tę zmianę, która w tobie zaszła. Bo paradoksalnie fakt, że przestałaś w jakikolwiek sposób reagować na często zbyt mocny dotyk chyba zwrócił jego uwagę. Nie posądzałabym go od razu o troskę, ale... 
Nic już nie dodał, zajęty ogarnianiem własnych rzeczy. Pora była późna, tym razem trener zasugerował (znaczy, nakazał) dodatkowe spotkanie, toteż właściwie pozostało jedynie wrócić do domu i położyć się spać. Szczególnie jeśli prowadziło się tak aktywny tryb rozrywkowego życia jak ty.
Wyszłaś nawet bez tego krótkiego „cześć”, które zawsze rzucasz grzecznie przez ramię. Jakby ktoś cię gonił, bo i pasek od torby wpijał ci się nieprzyjemnie w skórę, ale nic z tym nie zrobiłaś. Nie zareagowałaś nawet wtedy, kiedy w ślad za tobą podążyło szybkie „zostawiłaś...”. Zdążyłaś już zniknąć za drzwiami, a twój zegarek na cienkim rzemyku wylądował w bocznej kieszeni torby kogoś innego.

*

Przychodziłaś tutaj po to, czego ludzie zazwyczaj szukają w miejscach odludnych i cichych. Ty jednak wolałaś ten gwar, anonimowość twarzy skupionych na kolorowych drinkach, zatarcie rysów powodowane pulsującym i przyćmionym światłem. No i dźwięk, który dosłownie wyczuwało się w ciele każdą drobną wibracją. Jeszcze dwa, trzy lata temu absolutnie nikt nie spodziewałby się zastać cię w takim miejscu. Byłaś przecież tą filigranową istotą w kwiecistych sukienkach, która rumieniła się pod wpływem subtelnego dotyku obcej dłoni na twoich smukłych palcach. Tutaj zaś twoje ciało znajdowało się niebezpiecznie blisko innych, często ocierając się o nie – może i nie celowo, może i nieświadomie, ale jednak bywając w kontakcie, który jeszcze „chwilę” temu przyprawiłby cię o lękliwe drżenie.
Teraz jednak znaczenie miał fakt, że mogłaś, po prostu, przymknąć oczy i oddać się muzyce. Tutaj niemyślenie przychodziło o wiele łatwiej. Właściwie to miałaś wrażenie, że wraz z wejściem, przekroczeniem progu i tą drobną pieczątką, która zdobiła przez kilka następnych godzin twój nadgarstek, wyłączasz wszystko to, co zaprzątało ci głowę w ciągu dnia. Nie zawierałaś tu żadnych znajomości, unikałaś ludzi na tyle, na ile mogłaś, zwyczajnie nie odpowiadając na ich próby zaznajomienia się z tobą, z twoim ciałem. Byłaś tu tylko dla siebie. Z każdą kolejną nutą, każdą kolejną piosenką pozwalając na to, żeby to zmęczenie fizyczne dyktowało warunki postępowania, a nie pragnienia i lęki. Nie potrzebowałaś żadnych używek, tylko te dźwięki wprowadzające ciało w trans. Było w tym coś pierwotnego, czytałaś zresztą kiedyś sporo na ten temat. O pewnym rytuale, które polegał na tym, iż w pewien sposób skażona osoba wyrażała swoją chorobę tańcem, leczyła się nim pokonując naturalne bariery związane ze zwykłym funkcjonowaniem organizmu. Wtedy cię to zafascynowało, ponieważ było czymś zupełnie odmiennym od tych romantycznych treści, których pełne były cytaty na temat baletu. Tutaj nie wyrażałaś siebie, tutaj po prostu się oczyszczałaś.

*

Zaczynało cię już męczyć to, że to stado jednakowo wyglądających lasek cały czas kręci się wokół ciebie, robiąc sztuczny tłok przy barze. Żeby chociaż coś zamawiały, albo nie polowały specjalnie na ciebie tylko podeszły też do twojej znajomej po fachu, która uwijała się w tej pracy równie dobrze. Chyba ostatnio odzwyczaiłeś się, po prostu, od przebywania w pracy w dni, w które odbywały się największe spędy małolat i pijących na umór studentów. Wolałeś jednak wpadać tutaj w środku tygodnia, choć wtedy zarabiałeś nieco mniej, a przecież nie pogardzałeś możliwością dorobienia. Ponadto było to całkiem niezła fucha jeśli się cierpiało na bezsenność, a jednocześnie chciało mieć warunki na niemyślenie. Nalewałeś więc drink za drinkiem, ignorując te idiotki, które pewnie szeptały między sobą, co zrobiłyby z twoimi rudymi loczkami i jak szybko zdążyłyby zedrzeć z ciebie koszulkę. Amatorki... O podrywaniu wiedziały tyle, ile ty na temat fizyki kwantowej, mogły co najwyżej liczyć na to, że same zostaną wyrwane. Numerek za drinka. Ciągle cię dziwiło, że ktoś może dać się przelecieć za trochę kolorowej substancji wprawiającej w dobry nastrój na ledwie chwilę. A może chodziło o coś więcej? O tę chwilę uwagi? Namiastkę emocji? Nie... takie rozważania zdecydowanie nie były dla ciebie.
Kolejny sprzedany drink. Godzina bliższa już poranka, powolne ogarnianie baru i raczej odprowadzanie klientów wzrokiem do drzwi niż liczenie na to, że jeszcze wpadnie jakaś kasa. Lubiłeś, zresztą, moment w którym mogłeś zawiesić wzrok na parkiecie. Połowa pląsała niczym gibony na haju, ktoś tam spazmatycznie podrygiwał próbując ruchów z kolejnego kiepskiego tanecznego filmu... Sporo ocierania i badania migdałków... Jakieś zdesperowane wijące się panny... I...
- O żesz, cholera... - mruknąłeś pod nosem.
Oparłeś dłonie na barze, przyglądając się uważniej figurce, która z jednej strony wtapiała się w parkietowy tłum, a z drugiej od niego odcinała. Tak, nie mogłeś się mylić. Znałeś przecież ten specyficzny rodzaj ruchu, niejednokrotnie starałeś się mieć na niego wpływ, z czego wychodziły różne rzeczy. Znałeś też te włosy, które każdego normalnego człowieka doprowadzałyby do szału, dla właścicielki zdawały się jednak być zupełnie naturalnym elementem, nawet jeśli przesłaniały oczy, przyklejały się do czoła. Nic ci jednak nie mówił wyraz tej drobnej i bladej twarzy. Nawet jeśli ostrość widzenia pozostawiała wiele do życzenia, to ta nieobecność malująca się u dziewczyny, to swego rodzaju rozluźnienie, było ci obce. Zafascynowało cię to z czysto technicznego punktu widzenia, głównie dlatego, że wydało ci się zjawiskiem idealnie pożądanym w tańcu, którego jednak ty nie umiałeś sprowadzić, partnerując jej kilka razy w tygodniu. Poczułeś wyzwanie, co nie? Jeszcze silniejsze niż zwykle.
Wsunąłeś dłonie do kieszeni spodni. Twoje palce natrafiły na coś drobnego, chłodnego. Obecność przedmiotu wywołała lekką konsternację, jednak już chwilę później znów musiałeś zająć się osobnikiem chcącym nieco ubarwić swój wieczór kolejnym drinkiem. W międzyczasie przypałętał się drugi, ciasno prowadząc przy sobie umalowaną panienkę. Kiedy więc ponownie mogłeś skierować wzrok na parkiet, właścicielki drobnego przedmiotu już tam nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz