Nie byłaś teraz sobą,
a przynajmniej nie tą wersją, którą lubiłaś i nad którą tak
skrzętnie pracowałaś przez ostatnie dwa lata. Owszem, pozwalałaś
sobie na chwile melancholii i wspomnień, ale to, co aktualnie
zaczęło się z Tobą dziać, naprawdę nie było dobrym stanem. Być
może dla postronnego obserwatora wydałoby się to wyolbrzymieniem,
ale te piętrzące się w zlewie kubki po herbacie wyraźnie
stanowiły o tym, że balansujesz na skraju utraty równowagi.
Mechaniczne uczęszczanie na treningi, spisywanie postępów
uczennic, zakupy, szybkie posiłki, sen... Relacje międzyludzkie
ograniczone niemal do zera. Ograniczone do fizycznego kontaktu z
Dorianem, którego uwagami przestałaś się ostatnio przejmować
choćby w najmniejszym stopniu. Ot, wykonywałaś co do ciebie
należy, słuchałaś uwag trenera, starałaś się je wprowadzać na
parkiet. Jednak bez głębszej refleksji. Każdy nerw w Twoim ciele
był napięty, ale z zupełnie innego powodu. Szczególnie kiedy
szłaś ulicami miasta, starając się nie rozglądać zbyt nerwowo.
Przecież to absurd brać pod uwagę, że natkniesz się tu na kogoś
znajomego. Spore miasto, oddalone o wiele kilometrów od miejsc, w
których poznałaś tych kilka osób mających wpływ na Twoje
dojrzewanie. Ale irracjonalny lęk pozostawał, bo zwyczajnie nie
byłaś gotowa na to, aby mierzyć się z kwestiami, które
zepchnęłaś w kierunku przeszłości.
Sięgnęłaś po butelkę
z wodą, nie patrząc na resztę tancerzy, którzy jak zwykle
przeciągali wyjście z sali treningowej w ten charakterystyczny
sposób. Relacje towarzyskie, pogaduszki, flirty...
- Dzieciak z ciebie –
nie w pierwszej chwili zorientowałaś się, że słowa skierowane są
w twoją stronę.
Dopiero kiedy czyjaś
dłoń bezpardonowo chwyciła cię pod brodę, ocierając z niej
kilka uronionych kropli wody, zareagowałaś zszokowanym spojrzeniem
i wycofaniem się o krok.
- Spokojnie... - Dorian
mruknął w jakiś taki dziwacznie speszony sposób, zaraz zajmując
ręce swoim ręcznikiem i dość energicznie wycierając twarz.
Bystry obserwator
zauważyłby jednak, że dość szybko wrócił wzrokiem do twojej
osoby, przyglądając ci się bacznie. Byłaś zresztą tak
pochłonięta całym tym lękiem przed przeszłością, że nie
miałaś szans zorientować się, iż od kilku zajęć znajdujesz się
pod dokładną obserwacją partnera. Jasne, że on sam przypominał
na sali raczej skupionego na tańcu robota niż życzliwego i
troskliwego kumpla... No i właśnie może dlatego zaobserwował tę
zmianę, która w tobie zaszła. Bo paradoksalnie fakt, że
przestałaś w jakikolwiek sposób reagować na często zbyt mocny
dotyk chyba zwrócił jego uwagę. Nie posądzałabym go od razu o
troskę, ale...
Nic już nie dodał, zajęty ogarnianiem własnych
rzeczy. Pora była późna, tym razem trener zasugerował (znaczy,
nakazał) dodatkowe spotkanie, toteż właściwie pozostało jedynie
wrócić do domu i położyć się spać. Szczególnie jeśli
prowadziło się tak aktywny tryb rozrywkowego życia jak ty.
Wyszłaś nawet bez tego
krótkiego „cześć”, które zawsze rzucasz grzecznie przez
ramię. Jakby ktoś cię gonił, bo i pasek od torby wpijał ci się
nieprzyjemnie w skórę, ale nic z tym nie zrobiłaś. Nie
zareagowałaś nawet wtedy, kiedy w ślad za tobą podążyło
szybkie „zostawiłaś...”. Zdążyłaś już zniknąć za
drzwiami, a twój zegarek na cienkim rzemyku wylądował w bocznej
kieszeni torby kogoś innego.
*
Przychodziłaś tutaj po
to, czego ludzie zazwyczaj szukają w miejscach odludnych i cichych.
Ty jednak wolałaś ten gwar, anonimowość twarzy skupionych na
kolorowych drinkach, zatarcie rysów powodowane pulsującym i
przyćmionym światłem. No i dźwięk, który dosłownie wyczuwało
się w ciele każdą drobną wibracją. Jeszcze dwa, trzy lata temu
absolutnie nikt nie spodziewałby się zastać cię w takim miejscu.
Byłaś przecież tą filigranową istotą w kwiecistych sukienkach,
która rumieniła się pod wpływem subtelnego dotyku obcej dłoni na
twoich smukłych palcach. Tutaj zaś twoje ciało znajdowało się
niebezpiecznie blisko innych, często ocierając się o nie – może
i nie celowo, może i nieświadomie, ale jednak bywając w kontakcie,
który jeszcze „chwilę” temu przyprawiłby cię o lękliwe
drżenie.
Teraz jednak znaczenie
miał fakt, że mogłaś, po prostu, przymknąć oczy i oddać się
muzyce. Tutaj niemyślenie przychodziło o wiele łatwiej. Właściwie
to miałaś wrażenie, że wraz z wejściem, przekroczeniem progu i
tą drobną pieczątką, która zdobiła przez kilka następnych
godzin twój nadgarstek, wyłączasz wszystko to, co zaprzątało ci
głowę w ciągu dnia. Nie zawierałaś tu żadnych znajomości,
unikałaś ludzi na tyle, na ile mogłaś, zwyczajnie nie
odpowiadając na ich próby zaznajomienia się z tobą, z twoim
ciałem. Byłaś tu tylko dla siebie. Z każdą kolejną nutą, każdą
kolejną piosenką pozwalając na to, żeby to zmęczenie fizyczne
dyktowało warunki postępowania, a nie pragnienia i lęki. Nie
potrzebowałaś żadnych używek, tylko te dźwięki wprowadzające
ciało w trans. Było w tym coś pierwotnego, czytałaś zresztą
kiedyś sporo na ten temat. O pewnym rytuale, które polegał na tym,
iż w pewien sposób skażona osoba wyrażała swoją chorobę
tańcem, leczyła się nim pokonując naturalne bariery związane ze
zwykłym funkcjonowaniem organizmu. Wtedy cię to zafascynowało,
ponieważ było czymś zupełnie odmiennym od tych romantycznych
treści, których pełne były cytaty na temat baletu. Tutaj nie
wyrażałaś siebie, tutaj po prostu się oczyszczałaś.
*
Zaczynało cię już
męczyć to, że to stado jednakowo wyglądających lasek cały czas
kręci się wokół ciebie, robiąc sztuczny tłok przy barze. Żeby
chociaż coś zamawiały, albo nie polowały specjalnie na ciebie
tylko podeszły też do twojej znajomej po fachu, która uwijała się
w tej pracy równie dobrze. Chyba ostatnio odzwyczaiłeś się, po
prostu, od przebywania w pracy w dni, w które odbywały się
największe spędy małolat i pijących na umór studentów. Wolałeś
jednak wpadać tutaj w środku tygodnia, choć wtedy zarabiałeś
nieco mniej, a przecież nie pogardzałeś możliwością dorobienia.
Ponadto było to całkiem niezła fucha jeśli się cierpiało na
bezsenność, a jednocześnie chciało mieć warunki na niemyślenie.
Nalewałeś więc drink za drinkiem, ignorując te idiotki, które
pewnie szeptały między sobą, co zrobiłyby z twoimi rudymi
loczkami i jak szybko zdążyłyby zedrzeć z ciebie koszulkę.
Amatorki... O podrywaniu wiedziały tyle, ile ty na temat fizyki
kwantowej, mogły co najwyżej liczyć na to, że same zostaną
wyrwane. Numerek za drinka. Ciągle cię dziwiło, że ktoś może
dać się przelecieć za trochę kolorowej substancji wprawiającej w
dobry nastrój na ledwie chwilę. A może chodziło o coś więcej? O
tę chwilę uwagi? Namiastkę emocji? Nie... takie rozważania
zdecydowanie nie były dla ciebie.
Kolejny sprzedany drink.
Godzina bliższa już poranka, powolne ogarnianie baru i raczej
odprowadzanie klientów wzrokiem do drzwi niż liczenie na to, że
jeszcze wpadnie jakaś kasa. Lubiłeś, zresztą, moment w którym
mogłeś zawiesić wzrok na parkiecie. Połowa pląsała niczym
gibony na haju, ktoś tam spazmatycznie podrygiwał próbując ruchów
z kolejnego kiepskiego tanecznego filmu... Sporo ocierania i badania
migdałków... Jakieś zdesperowane wijące się panny... I...
- O żesz, cholera... -
mruknąłeś pod nosem.
Oparłeś dłonie na
barze, przyglądając się uważniej figurce, która z jednej strony
wtapiała się w parkietowy tłum, a z drugiej od niego odcinała.
Tak, nie mogłeś się mylić. Znałeś przecież ten specyficzny
rodzaj ruchu, niejednokrotnie starałeś się mieć na niego wpływ,
z czego wychodziły różne rzeczy. Znałeś też te włosy, które
każdego normalnego człowieka doprowadzałyby do szału, dla
właścicielki zdawały się jednak być zupełnie naturalnym
elementem, nawet jeśli przesłaniały oczy, przyklejały się do
czoła. Nic ci jednak nie mówił wyraz tej drobnej i bladej twarzy.
Nawet jeśli ostrość widzenia pozostawiała wiele do życzenia, to
ta nieobecność malująca się u dziewczyny, to swego rodzaju
rozluźnienie, było ci obce. Zafascynowało cię to z czysto
technicznego punktu widzenia, głównie dlatego, że wydało ci się
zjawiskiem idealnie pożądanym w tańcu, którego jednak ty nie
umiałeś sprowadzić, partnerując jej kilka razy w tygodniu.
Poczułeś wyzwanie, co nie? Jeszcze silniejsze niż zwykle.
Wsunąłeś dłonie do
kieszeni spodni. Twoje palce natrafiły na coś drobnego, chłodnego.
Obecność przedmiotu wywołała lekką konsternację, jednak już
chwilę później znów musiałeś zająć się osobnikiem chcącym
nieco ubarwić swój wieczór kolejnym drinkiem. W międzyczasie
przypałętał się drugi, ciasno prowadząc przy sobie umalowaną
panienkę. Kiedy więc ponownie mogłeś skierować wzrok na parkiet,
właścicielki drobnego przedmiotu już tam nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz