Nie do
końca byłaś przekonana, jak właściwie miałaś mu pomóc.
Antonia jednak ulotniła się z budynku w tempie błyskawicy,
pozostawiając tylko dla siebie tę tajemną wiedzę na temat
naprędce zaaranżowanego spotkania. Intencje miała czyste, tego
byłaś pewna. Każde słowo wybrzmiało w krystaliczny sposób.
Żaden z gestów nie niósł ze sobą tego gęstego cienia
charakterystycznego dla intrygi. Obcowanie z nią było jak kontakt z
dzieckiem. Świeże, bezpośrednie, irytująco szczere – jakby nie
wyuczyła się tych wszystkich niuansów i granic, które z tobą
zdawały się zrośnięte na biologicznym wręcz poziomie.
Herbata
przestała parzyć usta, język oswajał się ze smakiem. Nieco
cierpkim, mocnym, zakończonym tą słodyczą, której się po tym
napoju nie spodziewałaś. Dziękowałaś gorliwie za wszystkie te
dźwięki wpływające przez uchylone drzwi do pomieszczenia. Za
jasne, niemal białe światło filtrowane okienną szybą. Za
migające obrazy na ekranie laptopa, które wymagały skupienia na
nich wzroku. Choć przecież ten ostatni miał aż za dużą ochotę
uciec gdzie indziej. Wyżej. Na prawo.
Byłaś
jak ten cholerny wyrzut sumienia. Od tamtej rozmowy, gdy on siedział
naprzeciwko ciebie niczym personifikacja prośby pomieszanej z
nadzieją. Uwierało cię to wspomnienie skurczem w brzuchu
sprawiającym dyskomfort na poziomie, który nie dawał o sobie
zapomnieć. Odstawiłaś kubek tylko po to, żeby zaraz palce
rozpoczęły rytuał skubania końcówki warkocza.
-
Teoretycznie jest dobrze – odchrząknął.
Dłuższa
chwila ciszy i dla niego nie pozostała obojętna. Wpłynęła na ton
i głośność dźwięków. Automatycznie wyprostował się, jeszcze
bardziej przylegając do oparcia obrotowego krzesła. Odrobinę
nienaturalnie, jak na mój gust. Przypomniało mi to o pewnym
popołudniu przed szkołą, tobie chyba też.
- ..ale
czegoś brakuje – w pewien sposób dokończyłaś jego myśl. Bez
znaku zapytania.
O
choreografii nie miałaś wielkiego pojęcia, ot tyle ile potrzeba ci
było do pracy z dziećmi. Nigdy też, tak naprawdę, nie byłaś
zdania, że jesteś wybitna w tańcu. Owszem, kilka miesięcy
przetańczyłaś jako wiodąca solistka, ale prawda jest taka, że
udało ci się to tylko (i chyba aż) dzięki ciężkiej pracy.
Godzinom tytanicznego wysiłku okupionym bólem, potem, łzami, a i
bywało, że krwią. Dzieciństwem pełnym treningów, prywatnych
lekcji. Byłaś jednak świadoma, że brakuje ci tego, co miała
choćby Antonia – nawet jeśli bywała niechlujna, gubiła gdzieś
cały ten ból, napięcie. Może dlatego udawało jej się wytańczyć
z Dorianem każdy kolejny krok. Zdawała się zupełnie z nim nie
ścierać, nie rywalizować. Była przedziwnie płynna, przewidująca
jego ruchy, plastycznie partnerująca.
Zmarszczyłaś
lekko czoło, łokcie oparłaś o blat biurka, nachylając się
nieco. Miałaś przed sobą zadanie, a to zawsze pomagało ci w
prawidłowym funkcjonowaniu, czy chociażby utrzymaniu pozorów.
-
Cofniesz? - poprosiłaś.
Od tańca
się przecież zaczęło. Wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłaś go na
szkolnej sali treningowej. Wracałaś z którejś z lekcji,
chyba biologii. Miałaś ze sobą torbę z kilkoma ciężkimi
książkami. Pasek zostawił głębszy ślad na twoim ramieniu,
zagniótł materiał lekkiej sukienki. Stałaś i patrzyłaś, aż
przyszedł moment, że znów wróciło do ciebie uczucie, że pewnie
robisz coś niezgodnego z zasadami – i tylko on potrafił je tak
szybko rozwiać.
*
Przyłapałeś
się na tym, że zamiast na poruszające postaci, patrzysz na nią.
Oparła brodę o dłoń i chyba nawet zmarszczyła czoło. Pamiętałeś
ją taką. Zaangażowaną, niezależnie od tematu projektu.
Pamiętałeś jak opowiadała o swoich kursach, kompletnie
niezwiązanych z tańcem. Jak wspominała prywatne lekcje, a kiedy
zrzuciła to spięcie kontrolujące każdy jej ruch, nawet odrobinę
żartowała, naśladując rosyjski akcent jednej ze swoich byłych
nauczycielek. Wtedy tworzyło to zabawną mieszankę z irlandzkim
nalotem. Powodowało, że gubiłeś tę nutę wstydu, która
towarzyszyła ci, gdy należało odezwać się w obcym kraju. Już na
starcie zapewniła ci poczucie bezpieczeństwa – tak obce uczucie,
w przeszłości mylone ze sprawowaniem kontroli.
Teraz
oboje mówiliście po angielsku tak dobrze, że jedynie wprawiony
słuchacz wyłapałby niuanse.
I nie
była to jedyna zmiana. Powaga objęła też jej oczy. Te duże
zielononiebieskie tęczówki, które w przeszłości były niezbitym
dowodem na to, że nadal jest dzieckiem. Obecna Sofia już to oddała.
Bardzo chciałbyś wiedzieć kiedy i z czyjego powodu. Nie miałeś
jednak pewności, czy rzeczywiście cieszyłbyś się, gdybyś
otrzymał dowód na to, że brałeś w tym dojrzewaniu czynny udział.
Chyba czułbyś się jak złodziej, a na domiar złego, nie było
nawet sposobu na to, aby zwrócić to, co przywłaszczyłeś.
Słuchała
cię uważnie, kiedy opowiadałeś o przebiegu ostatnich prób.
Nalegała, byś dzielił się własnymi obserwacjami, nawet jeśli
chwilę wcześniej korzystała z wersji w możliwie najczystszej
postaci. Wodziła wzrokiem za ołówkiem, którym wyrysowywałeś na
kartce przeplatające się sekwencje. Pomrukiwała dając znak, że
rozumie, nadąża. Nadal nie nauczyła się panować nad brwiami,
które zdradzały, gdy miała jakąś wątpliwość – choć
niekoniecznie zamierzała się nią dzielić.
- A gdyby
tak... - wyciągnęła ci z dłoni ołówek, przesunęła kartkę
nieco w swoim kierunku.
Odważny
ruch jak na nią, a jednocześnie zwyczajnie powszedni, przeznaczony
nawet dla obcego. Jedną prostą linią przekazała swój pomysł.
Ledwie widoczną, bo przecież musiała walczyć z niepewnością.
Nie zmieniło się w niej to, że wręcz na granicy strachu nie
umiała przyznać się do posiadanej wiedzy czy talentu. Bywało, że
wydawała się praktycznie przepraszać za zabranie głosu. Budziło
w tobie irytację to, że można kogoś aż tak skrzywdzić, wyuczyć
tego, że mimo otwartej klatki, nadal grzecznie siedzi na ptasiej
huśtawce.
Sam
pomysł miała jednak, cokolwiek, ryzykowny. Bardzo w stylu Wiktora.
Te miesiące pod jego skrzydłami musiały zostawić jakiś ślad.
Czy może coś obudzić.
-
Spróbuję – uśmiechnąłeś się, wygładzając niewidzialne
zagniecenia papieru. - Chciałabyś może..
- Nie
mogę – pokręciła głową, wprawiając w ruch luźne kosmyki.
Bardzo
się musiałeś pilnować, aby ich nie poprawić. Zresztą, zdążyłaby
uciec twojej dłoni, już poderwawszy się z krzesła. Bezpieczna
przystań omawianego tematu oddaliła się na tyle, że już gotowa
była do ucieczki. Trudno ci było zdecydować, czy to przez to, jaki
wydźwięk miało tamto spotkanie. Chciałbyś też powiedzieć, że
nie chowasz urazy, ale przecież zabolało. I nadal się goiło.
Zebrała
ze sobą oba opróżnione kubki. Jej dłonie zawsze poszukiwały
zajęcia, to się nie zmieniło. Wychwyciłeś to.
-
Następnym razem – zatrzymała się jeszcze w progu, chyba pierwszy
raz tego dnia otwarcie podnosząc na ciebie wzrok.
Kilku
rzeczy na jej temat się dziś nauczyłeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz